Świat

Era dyktatur

Propagandowe chwyty są niezależne od ustroju. Zwykle sięgają do klasycznych wzorów antycznych i włoskiego Renesansu. A także sztuki sakralnej. Natomiast ideologie konkurują ze sobą, ale i przenikają się nawzajem. Dobrze to pokazuje wystawa „Sztuka i propaganda w starciu narodów 1930–1945” w berlińskim Niemieckim Muzeum Historycznym.
U wejścia fotogramy czterech dość podobnych pawilonów z paryskiej wystawy w 1937 r.: faszystowskich Włoch, nazistowskich Niemiec, Rosji radzieckiej i demokratycznych Stanów Zjednoczonych. Zaraz potem olejne portrety Mussoliniego, Hitlera, Stalina i Roosevelta. Dalej plakaty wojenne, fragmenty filmów dokumentalnych i fabularnych, rzeźby, obrazy, grafiki, plany przebudowy miast, okładki magazynów ilustrowanych. Podobieństwa rzucają się w oczy, różnice także. Ci trzej z marsowymi minami są w mundurach. Prezydent USA natomiast w cywilu, przy biurku. Ale i jego głowę otacza boska aureola mądrego, dobrego ojca narodu.

Politycy i usłużni wobec nich artyści z tych samych klocków układają kompletnie przeciwstawne treści. Dreszcz człowieka przechodzi, gdy na amerykańskim plakacie z 1943 r. – wyciągnięta ręka trzyma młotek na tle ręki Statuy Wolności trzymającej pochodnię – odnajduje hasło będące repliką szyderczego „Arbeit macht frei” z bramy oświęcimskiego kacetu: „Work to keep free!” („Pracuj, by utrzymać wolność!”).

Propaganda to estetyzacja polityki. Na berlińskiej wystawie widać, że w okresie międzywojennym była kontynuacją propagandy wojennej: akcentowała nieustanną konkurencję narodów na śmierć i życie. Polityka to darwinowska walka o byt, w której „my” – silni, witalni i młodzi, mieliśmy stawić czoła „im” – dekadenckim, barbarzyńskim i agresywnym narodom sąsiednim. Polityka to nie kooperacja, lecz konfrontacja – klas lub ras. Silny bierze wszystko, a słaby ginie. Tam wróg, tu przyjaciel.

Polityka 9.2007 (2594) z dnia 03.03.2007; Historia; s. 77
Reklama