Świat

My, to kto?

Robert Lewandowski Robert Lewandowski DPA / PAP

Przekornie można powiedzieć, że rekordowy gol Lewandowskiego w Bundeslidze wpadł do siatki w 30. rocznicę przełomowego traktatu o przyjaznym sąsiedztwie, którą przyjechał obchodzić w Warszawie prezydent Frank-Walter Steinmeier.

Ze względu na rozgrzaną atmosferę medialną w obu krajach pościg Roberta Lewandowskiego za strzeleckim rekordem Gerda Müllera sprzed pół wieku można uznać za szczytowe osiągnięcie pokojowego współzawodnictwa obu krajów. Akurat w piłce niewiele jest zgodne z nacjonalistycznymi stereotypami, choć na Twitterze ich co niemiara. W Polsce polscy fani wieszali psy na polskim bramkarzu Augsburga za to, że blokował polskiemu snajperowi Bayernu pobicie rekordu. Z kolei w Niemczech były grymasy niemieckich fanów Müllera, że ich idol na zawsze pozostanie dla nich „bombowcem narodu” (Bomber der Nation), a Polaka na tronie Bundesligi niebawem może zmienić młodszy od niego Norweg Erling Håland.

Kubeł pomyj wylały nasze bulwarówki na felietonistę „Spiegel-online”, który dyktował Lewandowskiemu ostentacyjną deklarację, że w dowód uznania dla Gerda Müllera rezygnuje z dwóch następnych goli. Peter Ahrens zachował się jak słoń w składzie porcelany, bo rycerskiego gestu nie wymusza się publicznym krzykiem. Szydłem w jego felietonie był nie tylko tytuł „Sprawa sercowa 39” (39 to rachunek goli, a nie ów rok), ale także małe słówko darf w dyktacie dla Lewandowskiego, że „wolno mu”, a raczej „dane mu” grać w tym samym klubie co Müller. W Polsce – bogobojne media, oskarżały Niemca o typowy niemiecki rasizm, „bo przecież Niemcom chodzi tylko o to, żeby żadnemu Polakowi nie przyznać pierwszego miejsca”. Oto gry i zabawy piłkarskiego ludu polsko-niemieckiego…

A przecież tak łatwo odwrócić emocje i cieszyć się z faktu, że dzieje się coś niebywałego.

Polityka 25.2021 (3317) z dnia 15.06.2021; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 12
Reklama