Mocarstwa biją się o względy atrakcyjnie położonych Wysp Salomona. Górą są Chiny, z którymi premier Manasseh Sogavare podpisał właśnie pakt o bezpieczeństwie. Zrobił to w tajemnicy przed parlamentem i na kilka dni przed przyjazdem delegacji amerykańskiej, chcącej odwieść go od paktowania z Chińczykami. Umowa zmienia reguły strategicznej gry na Oceanie Spokojnym. Wygląda niewinnie, pozwala pracować chińskim policjantom, np. szkolić, jak rozpraszać demonstracje. A manifestacja i zamieszki są na wyspach częste, to efekt konfliktów na tle etnicznym, napięć między stołeczną Honiarą i Malaitą, czyli najludniejszą prowincją 700-tysięcznego państwa, a także nieciekawej sytuacji w gospodarce, opartej na turystyce i produkcji drewna.
Brak perspektyw popycha na ulice bardzo młodą populację, 7 na 10 obywateli nie ma jeszcze 30 lat, są tym brutalniejsi, że pogłębia się przepaść między elitą i zwykłymi mieszkańcami. Manifestacje miewają gwałtowny obrót i nabierają antychińskiego charakteru. W listopadzie zeszłego roku w Honiarze zdewastowano, złupiono lub spalono m.in. dziesiątki chińskich firm. Przed 2019 r. Wyspy Salomona należały do wąskiej grupy państw, które utrzymywały stosunki z Tajwanem, Chińska Republika Ludowa przekonała jednak rząd do zmiany kursu. Premier optuje za związkami – podsypanymi hojną pomocą finansową i inwestycjami – z autorytarnym Pekinem, opozycja woli demokratyczne Tajpej. Zeszłej jesieni spokój w Honiarze zaprowadziła australijska policja federalna, przysłana na mocy podobnej umowy, zresztą dotąd to Australia była główną zewnętrzną siłą stabilizującą. Teraz wyrasta jej konkurencja.
Obawiają się jej także Stany Zjednoczone i ich regionalni sojusznicy. Z przecieków znany jest jedynie wstępny projekt paktu, ustalenia jego tajnej części odnosiły się do współpracy militarnej, pozwalały cumować okrętom i lądować samolotom.