Nicola Sturgeon, która była twarzą szkockiego marzenia o pełnej niepodległości niespodziewanie podała się do dymisji. Będzie pełnić obowiązki szefa rządu szkockiego i przywódcy rządzącej Szkockiej Partii Narodowej (SNP) do wyłonienia następcy lub następczyni. Choć wybory do parlamentu brytyjskiego dopiero w przyszłym roku, laburzyści już agitują wyborców SNP, aby tym razem głosowali na Labour, bo wtedy ich przewidywana wygrana będzie jeszcze bardziej spektakularna. W połowie lutego głosować na SNP chciało 29 proc. ankietowanych przez YouGov mieszkańców Szkocji, na Partię Pracy – 27, na konserwatystów –12. Media oddają Nicoli zasługi na polu kampanii proniepodległościowej, ale zwracają uwagę, że przez osiem lat jej rządów sprawy nie posunęły się ani o krok. Nicola chciała drugiego referendum, a po odrzuceniu przez Londyn jej prośby o zgodę proponowała wykorzystać nadchodzące wybory powszechne jako plebiscyt na rzecz wyjścia z unii brytyjskiej. To jednak nie wszystkim się spodobało. Poparcie dla „scexitu”’ zaczęło spadać. Bo choć aż 68 proc. mieszkańców Szkocji uznaje dziś, że brexit był błędem, to za niepodległością opowiedziało się mniej (40 proc.) niż za pozostaniem Szkocji w UK (48 proc.).
Nowego lidera lub liderkę SNP poznamy 27 marca. Wybór należy do członków partii (ok. 100 tys.). Media już spekulują, że duże szanse ma 32-letnia Kate Forbes. Historyczka po Oksfordzie, włada szkockim gaelickim, odpowiadała w rządzie Sturgeon za finanse, budżet i gospodarkę, zdeklarowana progresywna chrześcijanka. Po rezygnacji Nicoli jest pewne rozczarowanie. Jeśli partii nie uda się wykreować nowego, charyzmatycznego przywództwa, niepodległościowe marzenia SNP mogą się oddalić na dłużej.