Zakazane salony
Zakazane salony fryzjerskie. Afganistan mocniej przykręca śrubę
Decyzją Ministerstwa Modlitwy i Przewodnictwa oraz Promocji Cnót i Zapobiegania Występkom (to jego pełna nazwa) do 27 lipca miały zostać zamknięte wszystkie salony fryzjerskie i kosmetyczne. Wypączkowały w całym Afganistanie po upadku talibów w 2001 r., prawie wyłącznie kobiece i dla kobiet, i stały się ważną częścią drobnego biznesu. A rzeczone ministerstwo nazywało się wcześniej: do spraw kobiet. Kiedy talibowie wrócili w sierpniu 2021 r., zmienili szyld i jedną z pierwszych decyzji zakazali tam kobietom pracy, jak w wielu innych miejscach. Ale salony jakoś przetrwały, z witrynami zamalowanymi farbą, żeby nie było widać, co się dzieje w środku. Kiedy krok po kroku wprowadzano kolejne zakazy i ograniczenia – wychodzenia z domu w stroju innym niż czarny, z dziurą na oczy, nauki w szkołach dla dziewczynek powyżej 12 lat, studiów uniwersyteckich, przebywania w łaźniach publicznych, parkach, salach gimnastycznych, poruszania się bez męskiego opiekuna – salony były ostatnim miejscem kobiecych kontaktów towarzyskich. I tworzyły dla kobiet 60 tys. miejsc pracy, której nie zostało już wiele. Ale i to zaczęło przeszkadzać, gdy u boku rządzącego z Kandaharu przywódcy, mułły Haibatullaha Akhundzady, do głosu doszła frakcja superortodoksów.
Krok po kroku topnieją codzienne wolności, np. w kwietniu zamknięto dostęp do TikToka, obok wielu innych wcześniejszych blokad informacyjnych i kasowania rozrywki. Szybko ubywa też podziemnych, prywatnych żeńskich szkół, za duże ryzyko. Kursy i egzaminy językowe dawały więcej szans na wyjazd. Teraz pozostało siedzenie w domu. Z kolei postępujące obostrzenia, potępiane na forum ONZ, psują klimat i zniechęcają organizacje międzynarodowe do niesienia pomocy. Rzecz jasna w NGO działających jeszcze w Afganistanie, nie wolno zatrudniać Afganek.