Białoruska i rosyjska propaganda przedstawiają zbiegłego niedawno z Polski sędziego Tomasza Szmydta jako politycznego uchodźcę. Musiał uciec za Bug, „by chronić życie i zdrowie przed prześladowaniami za niezłomność w walce o demokrację i zachowanie pokoju”.
6 maja Szmydt zwrócił się z prośbą do Aleksandra Łukaszenki o azyl polityczny. Dyktator przydzielił zbiegowi asystę ochroniarzy i poinformował, że jego losem zainteresował się sam prezydent Rosji Władimir Putin. Pierwszy tydzień upłynął Szmydtowi na udzielaniu licznych wywiadów, m.in. Władimirowi Sołowjowowi, gwieździe telewizji rosyjskiej. W rozmowach występuje jako wiarygodny, wymachujący sędziowską legitymacją ekspert, który miał dostęp do tajemnic państwowych.
Szmydt jest dziś surowym krytykiem Zachodu, zwłaszcza władz polskich, pozostających pod wpływem zagranicznych służb, na czele z Ameryką i Wielką Brytanią. Zbiegły sędzia informuje o znacznej liczbie polskich najemników, którzy walczą w Ukrainie. Przy czym fakt, że „90 proc. z nich wróciło w trumnach”, jest ponoć ukrywany przed opinią publiczną. Ta jest manipulowana przez media, przeważnie należące do amerykańskich właścicieli. W przeciwieństwie do Białorusi w Polsce nie ma wolności słowa, a prasa to wielka machina manipulacji i oczerniania rzeczników dialogu z Moskwą i Mińskiem. Zdaniem Szmydta działacze pracujący na rzecz takiego zbliżenia zaczną trafiać w większej liczbie do polskiego Sejmu i Parlamentu Europejskiego.
Na szczęście prezydent Łukaszenka rozumie, że zwykli Polacy nie są wrogami jego kraju. Sędzia Szmydt jest zachwycony pięknem nowej ojczyzny i zapowiada budowę własnej kariery politycznej.