Świat

Niemoc prawa

Płacić za porwanych obywateli czy nie płacić?

Czy rządy państw powinny wykupywać porwanych obywateli? Oczywiście nie! - grzmią demokraci na całym świecie. I po cichu płacą kolejne miliony bandytom, porywaczom, terrorystom...

Tak się fatalnie składa, że gdy demokratyczne państwa prawa chcą pokazać siłę, na ogół robią wtedy wrażenie szczególnie bezradnych. Prawidłowość tę można dobrze zaobserwować na przykładzie piwnicy w berlińskim gmachu ministerstwa spraw zagranicznych. W podziemiach budynku rzadko gaśnie światło. Często w dzień i w nocy siedzą tam najważniejsi urzędnicy państwa. Już w samej informacji o obradach „sztabu kryzysowego" pobrzmiewa motyw zbawczego czynu. W Somalii piraci przetrzymują niemieckich obywateli! Terroryści biorą zakładników w Afganistanie!

Dziewiętnastu turystów znalazło się w rękach gangsterów w Afryce! Nawet najbardziej odległe wydarzenie przyprawia widza dziennika telewizyjnego o gęsią skórkę, gdy się dowiaduje, że pracuje sztab kryzysowy. Znaczy to bowiem, że niebawem coś się wydarzy. Fakt, że zwykle nic się nie dzieje, a na brutalny szantaż państwo zawsze odpowiada, że „rząd Republiki Federalnej nie ulegnie presji", by potem możliwie jak najdyskretniej dostarczyć porywaczom kufry pieniędzy, bynajmniej nie przeszkadza politykom przechodzić nad tymi sprawami do porządku dziennego. Na kryzysy mamy sztab antykryzysowy w piwnicy. Poza tym szybko o nich zapominamy, bo rozgrywają się bardzo daleko.

Poświęcić życie jednostki

Ale kryzys jest faktem i dotyczy państwa. Prawie nieustanne nasiadówki w dzień i w nocy przed mapą świata w ministerialnej piwnicy świadczą o tym, że regułą stał się stan, który dawniej określilibyśmy mianem wyjątkowego. Chodzi o sytuację, gdy instytucja państwa musi stawić czoło wyzwaniom, które przekraczają jej siły. Nie ma żadnych zasad określających, jak państwo ma uwalniać zakładników na drugim końcu świata i ścigać sprawców.

Reklama