Na noszenie się zanosi
Tornister to nie teczka! Co może dźwigać dziecko, żeby plecy nie cierpiały
W wielu szkołach nie ma szafek, w których uczniowie mogą przechowywać podręczniki i zeszyty. Część nauczycieli argumentuje, że jeśli je zostawią, to w domu nie przeczytają żadnej innej książki, tylko będą ślęczeć z nosem w smartfonie. Kłopot w tym, że w efekcie dzieci przed lekcjami i po nich noszą na swoich ramionach całkiem sporo. Bo jeszcze skoroszyty do ćwiczeń, ubrania gimnastyczne, zestawy ołówków lub farb do zajęć plastycznych, pojemnik na drugie śniadanie, butelkę z napojem oraz – najczęściej – wszystko to, co im potrzebne na zajęcia dodatkowe. Zazwyczaj ciężar ich toreb lub plecaków dwukrotnie przekracza zalecaną normę, określoną przez Główny Inspektorat Sanitarny na maksymalnie 10 proc. ciężaru ich ciała. Są także eksperci, którzy uważają, że bezpieczny przedział to 7,5–15 proc.
Z badań przeprowadzonych przez GIS wynika, że najbardziej, bo aż w 86 proc., obciążeni są najmłodsi i najmniejsi uczniowie z klas od I do III, stosunkowo najlepiej jest u 12–13-latków – tylko 20 proc. nosi za dużo.
Jakie to pociąga za sobą zagrożenia? Zaokrąglone ramiona i skrzywienie kręgosłupa, bóle barków i szyi, pochylenie sylwetki do przodu, zmniejszenie pojemności płuc. Zwiększa się także ryzyko obrażeń w wyniku upadku – przeciążonemu dziecku trudniej zachować równowagę. Jeśli zaś zacznie skarżyć się na ból, szczególnie silny lub uporczywy, należy skonsultować się z pediatrą.
Niektórzy rodzice kupują dwa zestawy podręczników – jeden zostaje w szkole, drugi w domu. Nauczyciele podpowiadają, by się książkami dzielić – przynosić jeden komplet na ławkę. Jeśli żadna z tych opcji nie wchodzi w rachubę, trzeba sprawić dziecku dobrze dopasowane do jego potrzeb tornister, torbę, plecak lub walizkę na kółkach.