Rok 1812: imperium kontratakuje
Napoleon na Kremlu. Rok 1812: imperium kontratakuje
W latach 1805 i 1807 Napoleon sprawił solidne lanie niezwyciężonej armii rosyjskiej i upokorzył cara Aleksandra, który w popłochu uciekł z pola bitwy pod Austerlitz, po czym zaproponował mu sojusz oparty na prostej zasadzie: ja mam Zachód, ty masz Wschód. Po spotkaniu obu monarchów w Erfurcie w następnym roku car pisał do matki: „Napoleon ma mnie za idiotę. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Aleksander zręcznie grał naiwnego przed Francuzami, wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na upokorzenie w oczach Rosjan – z pewnością często myślał o tym, że jego dziadek i ojciec zostali zamordowani przez własnych dworaków. W 1810 r. taktownie odmówił Korsykaninowi ręki własnej siostry; Napoleon odmówił zaś oficjalnego potwierdzenia, że nie dopuści do wskrzeszenia Polski. Wkrótce wywiad dostarczył Aleksandrowi kopię memorandum, w którym francuski minister spraw zagranicznych zachęcał swego cesarza do odbudowania Polski aż po Dniepr. Kości zostały rzucone, ale car zdawał sobie sprawę, że na razie Napoleon był silniejszy; potrzebował czasu.
Choć historię piszą zwycięzcy, na wojnę 1812 r. Zachód patrzył zazwyczaj oczyma Francuzów, którzy przeważnie, włącznie z samym Napoleonem, nie zrozumieli z niej nic poza tym, że w Rosji jest za zimno, żeby dało się tam wojować. Lew Tołstoj z kolei uważał, że Napoleon nie był żadnym wojskowym geniuszem, bo tacy nie istnieją; pisarz wierzył za to w geniusz rosyjskiego narodu, który odparł najeźdźców bez pomocy pyszałkowatych generałów. Warto więc spojrzeć na wyprawę moskiewską Napoleona z rosyjskiego punktu widzenia.
Rosjanie mieli do wyboru dwie strategie: wycofywać się po spalonej ziemi – wzorem Piotra I z wojny ze Szwecją sprzed wieku – lub zaatakować, licząc na pomoc Prus bądź Austrii.