Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Upadek

Leszek Miller zdradza swoje polityczne sekrety

Premier Leszek Miller i prezydent Aleksander Kwaśniewski na II Kongresie Sojuszu Lewicy Demokratycznej (czerwiec 2003 r.). Premier Leszek Miller i prezydent Aleksander Kwaśniewski na II Kongresie Sojuszu Lewicy Demokratycznej (czerwiec 2003 r.). Grzegorz Rogiński / Reporter
Publikujemy fragmenty najnowszej książki Roberta Krasowskiego „Anatomia siły” (ukaże się w lutym), wywiadu rzeki z Leszkiem Millerem, w których były premier opowiada o genezie trwającego do dziś konfliktu z prezydentem Kwaśniewskim, o aferze Rywina, o tym, jak opuszczali go polityczni sojusznicy.
Robert Krasowski, „Anatomia siły”.materiały prasowe Robert Krasowski, „Anatomia siły”.

Robert Krasowski: – Kiedy wszystko zaczęło się sypać?
Leszek Miller: – Pierwszym przykrym momentem była dla mnie Rada Gabinetowa, na której posiedzeniu panowała zresztą całkiem miła atmosfera. Rada Gabinetowa to spotkanie prezydenta z Radą Ministrów, organizowane wtedy, kiedy prezydent chce się czegoś dowiedzieć od rządu z pierwszej ręki. Nie jest to miejsce rozliczania czy dyscyplinowania gabinetu, bo prezydent nie ma takich uprawnień, ale Kwaśniewski bardzo to celebrował, a nam to nie przeszkadzało. Po posiedzeniach tego ciała robiliśmy wspólne konferencje prasowe i właśnie na jednej z nich użyłem określenia o „szorstkiej przyjaźni”, które przeszło do historii.

20 marca 2003 r. odbywała się kolejna Rada Gabinetowa, poświęcona ocenie sytuacji międzynarodowej i bezpieczeństwa w związku z interwencją sojuszniczą wojsk amerykańskich w Iraku. Jak już wspomniałem wcześniej, na posiedzeniu panowała całkiem miła atmosfera. A dwa dni później w sobotniej „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad Kwaśniewskiego, w którym powiedział nieomal wprost, że powinienem ustąpić. Dowiedziałem się o tym w środku nocy. Otrzymałem telefon z pytaniem, czy wiem, że rano taki wywiad się ukaże. Dzwonię do Kwaśniewskiego, może jeszcze nie śpi, faktycznie odebrał. Pytam o ten wywiad, a on mówi coś w rodzaju: „A wiesz, coś tam rzeczywiście powiedziałem, chyba nic takiego...”. U mnie podejrzenia narastają i pytam: „Ale właściwie co powiedziałeś?”. „A wiesz, nie pamiętam już, to chyba nawet nie było autoryzowane”. Jak mówi, że nie wie, czy autoryzował, to ja już wiem, że sprawa jest poważna.

Polityka 07.2013 (2895) z dnia 12.02.2013; Historia; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Upadek"
Reklama