Trwa wielka wakacyjna bitwa o studentów. Zakończył się właśnie pierwszy etap rekrutacji: najlepsi maturzyści dostali się do renomowanych uczelni na bezpłatne studia. Nie tylko niepubliczne, prowincjonalne, ale nawet najszacowniejsze szkoły łakomie patrzą na tych z gorszą maturą, z których można by utoczyć czesne.
Hipermarket naukowy
W wielu uczelniach nauka traktowana jest jako towar, więc i pomysły marketingowe, i retoryka promocji bywają identyczne jak w hipermarketach. W walce nie obowiązują zasady etyczne, np. bydgoska Wyższa Szkoła Gospodarki postawiła swoje reklamy przed budynkami Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego oraz przy kampusie Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
Na promocji się nie oszczędza – jedna z warszawskich uczelni przyznaje się do wydatków rzędu miliona złotych rocznie. Hojną ręką rozdaje się rozmaite gadżety: reklamówki z logo uczelni, kalendarze, ołówki, długopisy, cukierki, zapalniczki, otwieracze do butelek. W Warszawie można odnieść wrażenie, że nie ma autobusu czy tramwaju, który nie byłby przyozdobiony reklamą jakiejś uczelni dla „młodych, zdolnych i atrakcyjnych”. Specjaliści dbają o dobry wizerunek uczelni na Facebooku, piszą zachwalające blogi, zajmują się produkcją filmów lipdub – teledysków, w których studenci prezentują swoją uczelnię, śpiewając znane piosenki. Klip nakręcony w Szkole Głównej Handlowej obejrzało ponad 400 tys. osób, ten z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – pół miliona.
Uczelnie organizują dni otwarte lub biorą udział w targach edukacyjnych, na których zachęcają przyszłych kandydatów konkursami.