Dave Grossman oficjalnie przedstawiany jest jako teoretyk zabijania. Napisał nawet książkę „O zabijaniu” (wywiad z autorem na sąsiedniej stronie). Na polskie wydanie musiała poczekać 15 lat, ale zdaniem wojskowych ukazuje się w dobrym momencie. Specjaliści liczą, że może stać się przyczynkiem do dyskusji na tematy tabu, chociażby, czy zabijanie zostawia ślad w psychice i czy każdy, kto na misji skutecznie pociągnął za spust, do końca życia będzie się zmagać z traumą. Albo co bardziej dotyka żołnierzy: nienawiść Afgańczyków czy niechęć cywilnych Polaków do wojny.
Grossman, który odbył setki rozmów z weteranami różnych wojen, stawia tezę, że pozbawienie kogoś życia, zwłaszcza w bezpośrednim starciu, to główny stresor mający wpływ na późniejsze zaburzenia psychiczne. – Od czasu powstania książki sporo się w tej kwestii zmieniło – mówi płk Jan Wilk, psychiatra wojskowy. – Zarówno amerykańska, jak i polska armia jest zawodowa. Ci ludzie przechodzą intensywne przeszkolenie odczulające, po którym otwarcie ognia ma być odruchem. W armii nie mówi się już o zabijaniu, lecz o likwidacji celów. Nie atakuje się przeciwnika, tylko prowadzi działania kinetyczne. Zmieniono metody szkolenia oraz język i to daje efekty. Podczas procesu przygotowywania do misji ogromny nacisk kładzie się na procedury. W efekcie wyjazd na patrol i odpowiedź na ogień to takie same procedury. Ściśle rozpisane na każdego żołnierza z drużyny czy plutonu. – Widziałem zdjęcie z celi śmierci. Zapadnia do wieszania miała trzy guziki. Naciskało je trzech różnych ludzi. Ale tylko jeden guzik był prawdziwy.