Jedną z największych sensacji poprzedzających wybory samorządowe (pierwsza tura 21 listopada) było przejście marszałka województwa podkarpackiego Zygmunta Cholewińskiego z PiS do PO. Sensacja tym większa, że Podkarpacie jest jedynym regionem, gdzie PiS rządzi. W PiS słychać więc o skrajnej nielojalności, w Platformie świętuje się sukces. Może jeszcze wystawienie przez PiS w stolicy Czesława Bieleckiego było sporym zaskoczeniem, choć już nie takim jak podkarpacka „zdrada”, bowiem w stolicy rządzi Platforma i zapewne rządzić będzie dalej. Sami działacze PiS mówią, że rolą Bieleckiego jest dokuczanie obecnej pani prezydent, a nie wygranie wyborów, co chyba nie jest zbytnim komplementem dla znanego architekta.
Kampania samorządowa dopiero się rozpoczyna, gdyż terminy rejestracji list minęły w ostatnich dniach października, ale podskórnie toczy się od kilku miesięcy i już doszło do kilku ważnych rozstrzygnięć. Platformie nie udało się skłonić prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, by się z nią ułożył i nie dość, że Dutkiewicz startuje samodzielnie, to jeszcze z własną listą, która nie jest bez szans. W stosunku do wyborów poprzednich nastąpiła jednak zmiana, cztery lata temu Dutkiewicza popierały wspólnie PO i PiS, teraz obie partie wystawiły własnych kandydatów. Triumf obecnego prezydenta nie musi więc być aż tak wielki, jego pozycja zapewne ulegnie osłabieniu, gdyż partyjne szyldy w wielkich miastach i sejmikach województw mają znaczenie. Ten brak wspólnego poparcia to nie tylko efekt osobistych ambicji Dutkiewicza, który próbuje od dawna wybić się na samodzielność żeglując między różnymi ugrupowaniami, ale także ogólnego klimatu politycznego, gdzie nic już nie jest wspólne.
Liczenie strat
PiS nie liczy specjalnie na prestiżowe zdobycie dużych miast; Platforma liczy, ale po drodze kilka atutów straciła.