Kiedy 9 sierpnia 2001 r. ruszyła całodobowa stacja TVN24, od razu zmieniła istniejący ład medialny, bazujący dotąd na informacyjnych „mszach” w wieczornym paśmie. Przedsięwzięcie uznawano jednak za niepewne, niemal awanturnicze. Adam Pieczyński, dyrektor stacji, mówi, że ówczesny zagraniczny udziałowiec TVN nie chciał w nie włożyć własnych pieniędzy, nie wierząc, że w kraju rozmiarów Polski jest rynek na całodobową telewizję wyłącznie informacyjną; w efekcie zainwestowali tylko Mariusz Walter i Jan Wejchert. – Rzeczywiście, przez pierwsze pół roku nic nie wskazywało na to, że się uda, mieliśmy ogromne problemy z dystrybucją, stacja do dzisiaj jest dostępna tylko drogą kablową i satelitarną. Ale ich sieć się tak rozwinęła, że docieramy już do 60 proc. gospodarstw, do których można dotrzeć. W 2003 r. osiągnęliśmy stan równowagi przychodów i wydatków, a teraz zarabiamy dużo więcej, niż wydajemy. Myślę, że nawet po ewentualnych zmianach właścicielskich nikt nie będzie chciał ingerować w tak sformatowany i prosperujący produkt – podkreśla Pieczyński.
11 września na początek
W sukurs nowej stacji – ledwie miesiąc po jej debiucie – przyszło megawydarzenie, czyli atak Al-Kaidy na amerykańskie wieżowce. Kto mógł, przełączał się na TVN24, żeby minuta po minucie śledzić przebieg nieprawdopodobnej, tragicznej i przykuwającej historii. Wtedy stało się jasne, że oto pojawiła się nowa jakość, że niczym nieskrępowana opowieść ma oczywistą przewagę nad sztywnymi godzinami lakonicznych serwisów w innych stacjach. To była też wielka promocja nowej stacji i jej pierwszej gwiazdy – Justyny Pochanke. Potem, w 2002 r., przyszła afera Rywina, też świetnie nadająca się na długie story.
Skoki oglądalności przyniosły także wizyta Jana Pawła II w 2002 r.