I
Dzieje prezydentury Wałęsy znamy z opisu jej wrogów. I to wrogów, którzy wojnę z Wałęsą przegrali. To zresztą osobliwość polskiej historii. Najczęściej piszą ją przegrani, aby wybielić własne błędy. Dawniej z tej perspektywy opisywano historię kolejnych powstań, teraz dzieje najnowsze.
Prezydenturę Wałęsy poznaliśmy z relacji Michnika, Mazowieckiego, Olszewskiego, Kaczyńskiego, Macierewicza. Zanim te relacje zaczniemy prostować, warto spojrzeć na ich autorów. Na ówczesną solidarnościową scenę. Bo jest to obraz niezwykły. Na wymarzony sukces, na wolność, obóz solidarnościowy zareagował wybuchem anarchii. Niebywałej. Rozpadł się na kilkadziesiąt partii toczących ze sobą zażarte walki. Gdyby choć te partie były sprawne i spójne, ale one również kipiały od wewnętrznych konfliktów.
Mówiono, że chodzi o programy. Nie chodziło. Gdyby ważny był program, wystarczyłaby jedna chadecka partia zamiast siedmiu, jedna liberalna zamiast trzech. Po prostu ci ludzie byli niezdolni do kooperacji. Lata konspiracji mocno przeorały charaktery. Dawni opozycjoniści byli podejrzliwi, niechętni kompromisom i dyscyplinie. Ale największym problemem okazały się polityczne zdolności. A raczej ich brak. Nie radzili sobie z polityczną grą. Nic dziwnego, byli bojownikami, a nie politykami. Miarą ich sprawności było to, że już po czterech latach postkomuniści wrócili do władzy.
II
Powrót postkomunistów do rządzenia był wielkim upokorzeniem opozycjonistów. Gdyby poszli do wyborów jako koalicja – do czego namawiał Wałęsa – dalej mieliby władzę. Ale byli niezdolni do kooperacji. Przegrali i winę zrzucili na Wałęsę.