Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

W szachu

Bezkarni kibole. Długo jeszcze?

Chora licytacja piłkarskich chuliganów na zadymy i prowokacje nigdy się nie skończy. Zwłaszcza, jeśli bandyci w szalikach czują się bezkarni. Jak w miniony weekend.

Po awanturze na gdyńskiej plaży z udziałem chuliganów chorzowskiego Ruchu oraz meksykańskich marynarzy reporterzy radia RMF ustalili, że to Meksykanie zaczęli. Jakby to miało jakieś znaczenie. Jakby było tak, że chuligani z Chorzowa wybrali się zwartą grupą nad Bałtyk zażyć kąpieli, powdychać jodu, skosztować gotowanej kukurydzy, a do bójki zostali perfidnie sprowokowani. Tymczasem byli pijani, wulgarni, szukali zwady, na każdym kroku demonstrowali pogardę wobec prawa i dobrych obyczajów. Jak to bandyci w klubowych barwach.   

Incydent na gdyńskiej plaży nie był w miniony weekend jedyny. W Łomiankach chuligani w barwach Legii Warszawa zakłócili mecz z udziałem znienawidzonej przez nich stołecznej Polonii. Do bijatyki doszło na trybunach w Bełchatowie, gdzie grał Górnik Zabrze. W pierwszej kolejce Ekstraklasy na stadionie w Bydgoszczy awanturowali się zadymiarze Jagiellonii Białystok. Być może ci sami, którzy niedawno bojkotowali mecze własnej drużyny rozgrywane w Białymstoku, z powodu godzącej w ich kibicowskie wolności ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych, jak również do bólu skrupulatnego, ich zdaniem, przestrzegania prawa przez władze klubu oraz policję.

Odkąd sięgnąć pamięcią, piłkarscy kibice chorują na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony organizują efektowne oprawy meczowe, poświęcają dla ukochanego klubu siły i środki, robią zrzutki na domy dziecka. Z drugiej strony zachowują się przy okazji meczów (zwłaszcza wyjazdowych) jak spuszczeni z łańcucha, licytując się na prowokacje, demolki, awantury, a bywa, że również na ciężkie przestępstwa. Apelują, by nie traktować ich zgodnie z regułami odpowiedzialności zbiorowej, a takimi incydentami jak w Gdyni albo w Łomiankach sami odbierają sobie prawo do układania się z nimi na partnerskich zasadach.

Reklama