Andrzej Wróblewski: – Proszę wyjaśnić, w jakim świecie żyjemy? Nie chodzi, rzecz jasna, o teorie Wszechświata, ale o stan polskiej edukacji i nauki. Gdzie jest prawda? Jak oceniać stan rzeczy? Okrzyknięta sukcesem masowość dostępu do szkolnictwa wyższego, a z drugiej strony katastrofalne zaniżenie jego poziomu. Co jest ważniejsze, za jaką cenę i z czyjego punktu widzenia?
Krzysztof Dołowy: – Na każde z tych pytań odpowiedź jest dość skomplikowana. Zacznijmy od masowości. Z pewnego punktu widzenia nie ma w niej nic złego, tak jak nie ma nic złego w kulturze masowej. Można narzekać na jej poziom, ale jednak wszyscy są przekonani, że jakakolwiek by była, to i tak lepiej, niż gdyby jej w ogóle nie było.
Lepiej, żeby młodzi ludzie uczęszczali do byle jakich szkół, niż pili słodkie wino po parkach?
Brzmi to cynicznie, ale tak jest w istocie. Każda edukacja, nawet najmarniejsza, ma duży walor społeczny. Moda na uczenie się jest zdecydowanie bardziej wartościowa niż moda na takie, a nie inne ciuchy. Można powiedzieć, że ta moda na wykształcenie z lat 90., naprawdę bardzo autentyczna w tamtych latach, została zaprzepaszczona, bo w tej chwili jest to run na posiadanie jakiegoś tam dyplomu – dyplomu, który, według przepisów, uprawnia do zajmowania pewnych stanowisk, co, jak większość młodych ludzi dzisiaj się przekonuje, wcale nie jest prawdą. Często się zastanawiałem, dlaczego państwo doprowadziło do takiego oszustwa.
Państwo czy wolny rynek?
Zdecydowanie państwo, bo to ono odpowiada za system edukacji i szkolnictwa wyższego.
Na czym to oszustwo polega?
Najpierw oddajmy honor tym, którzy kiedyś, 20, 30 lat temu, kończyli wyższe uczelnie, za czasów komuny.