Janina Paradowska: – Panie prezydencie, przeczytał pan książkę swojej żony „Marzenia i tajemnice” czy też zna ją pan tylko we fragmentach?
Lech Wałęsa: – Przeczytałem i niechętnie o niej rozmawiam, właściwie nie rozmawiam, zrobiłem teraz wyjątek i też nie wiem, co będzie. Kiedy wychodziłem z domu, powiedziałem żonie, że umówiłem się z panią, a ona: ale nie rozmawiajcie o książce.
Pan mi obiecał tę rozmowę.
Obiecałem i rozmawiamy. W tej książce właściwie wszystko jest prawie całą prawdą, ewentualne niedoróbki można zapisać na konto niepamięci, ale nie każda prawda jest wychowawcza. Czasami trzeba potrafić ugryźć się w język.
Kiedy pana żona powinna była ugryźć się w język?
W różnych miejscach, kiedy pisała o księdzu Jankowskim, o biskupach. Zbyt łatwo podsumowuje niektórych ludzi. Choćby ten wyjazd po Nagrodę Nobla, że postawiłem ją przed faktem dokonanym, nie zapytałem, czy chce jechać.
Czy nie należało zapytać: wystawiam cię na ciężką próbę, sprostasz?
Sam nie mogłem wyjechać, mogli mi przecież nie pozwolić wrócić. Były jednak świetne działaczki Solidarności, byli działacze na emigracji, to była wprawdzie nagroda osobiście dla mnie, ale głównie za Solidarność i dla Solidarności, i ktoś z nich mógł odebrać nagrodę, reprezentować. Postanowiłem, że pojedzie żona, właśnie dlatego, że jest tak ważna, a teraz różne osoby mogą podejrzewać, że ja coś chciałem ukryć, posyłając właśnie ją, może coś z pieniędzmi, że robię z tego Nobla jakąś prywatę.
Przesadza pan, panie prezydencie.