Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Poszukiwane żywe, ale martwe

Zombie wiecznie żywe

Dzień żywych trupów... Dzień żywych trupów... Jorge Dan Lopez / UPPA / BEW
Zombies na obszarze kultury masowej wywalczyły już sobie całkiem pokaźne terytorium. Mimo tego ich apetyt jest nadal niezaspokojony, a zasięg i możliwości ciągle rosnące.

Trupie kreatury nastające na gatunek ludzki popularne są od ponad sześciu dekad, niemniej ostatnimi laty mają szczególne wzięcie. Wynika to tak z ich specyficznej kondycji, jak i tego, co mogą symbolizować.

Przepis na żywą śmierć

Substancja nazywa się tetrodotoksyna i jest silną trucizną uzyskiwaną z niektórych gatunków ryb rozdymkokształtnych. Jej działania pod koniec XVIII wieku miała doświadczyć załoga statku znanego odkrywcy, kapitana Jamesa Cooka, a w roku 1900 po raz pierwszy wyizolował i nazwał ją japoński naukowiec Yoshizumo Tahara. Zawrotną karierę zrobiła jednak dopiero pod koniec XX wieku, jako domniemana odpowiedź na frapujące pytanie: jak być martwym i jednocześnie żywym?

Właśnie tetrodotoksyna połączona z psychoaktywnymi roślinami (np. bieluniem), byłaby odpowiedzialna za stan osobliwego letargu. Kanadyjski antropolog Wade Davis podróżując po Haiti napotkał wiele przykładów działania owej toksycznej mieszanki. Miały one związek z lokalną religią voodoo. Szamani za pomocą pudrów zawierających tetrodotoksynę potrafili doprowadzić do ustania funkcji życiowych ofiary. Następnie, w jakiś czas po pochówku, przywracali ją do żywych, ale wtedy już jako pogrążonego w hipnozie posłusznego i bezwolnego niewolnika.

Rewelacje ujawnione w książkach Davisa z połowy lat 80. zwiastowały przełom w farmakologicznej wiedzy. Ku rozgoryczeniu autora nie potwierdziły ich późniejsze laboratoryjne badania. Bo jeśli tetrodotoksyna faktycznie wprowadza w rodzaj psychotycznego paraliżu, to jednak kończy się on definitywną śmiercią. Co gorsza, naukowe podłoże najsłynniejszej z książek Davisa, „Węża i tęczy“, zostało całkowicie wypaczone przez jej hollywoodzką ekranizację z 1988 r. w reżyserii króla horrorów Wesa Cravena.

Reklama