To byłby zwyczajny, zimny i szary poranek. Nad oddalonym o 7 km od kanadyjskiej granicy amerykańskim miasteczkiem Twin Peaks w stanie Washington wisiałaby, jak zresztą przez większość roku, galaretowata mgła. Za kilka godzin pracę rozpocząłby tartak Packardów, prowadzony przez Normę Jenninks i Shelly Johnson bar zacząłby serwować kawę i słynne na całą okolicę ciasto z wiśniami, szeryf Harry S. Truman odbębniałby kolejny spokojny dyżur na posterunku, bracia Horn – lokalni potentaci – ubijaliby kolejny interes życia, zaś Pieńkowa Dama robiłaby zwyczajową rundkę po mieście ze swoim pieńkiem w ramionach. A jednak tego dnia sprawnie dotąd, wydawałoby się, działający mechanizm codziennego życia się zaciął. Kiedy wędkarz Pete Martell znalazł na brzegu jeziora zawinięte w folię ciało Laury Palmer, najpopularniejszej nastolatki w mieście, piątkowej uczennicy, rzeczywistość wypadła ze swych torów, by już nigdy na nie nie powrócić. Nad światem Twin Peaks zawisło pytanie: Kto zabił Laurę Palmer?
„Wiadomość o śmierci Laury powoduje spazmy żalu w każdym, od policjantów i lekarza, matkę i ojca, przez dyrektora szkoły i uczniów – to mogłoby być melodramatyczne, ale u Lyncha ma parzącą intensywność koszmaru sennego” – relacjonował „Time”. Jeszcze dziwniej zrobiło się, gdy do miasteczka przybył agent specjalny FBI Dale Cooper (Kyle MacLachlan). Agent Cooper jest sennym, zimnym i odpychającym miasteczkiem zachwycony. Podoba mu się wszystko: daglezje, którymi obsadzona jest droga do Twin Peaks, mieszkańcy, do których ma nadzwyczajną cierpliwość, kawa i ciasto z wiśniami. Nie rozstaje się z dyktafonem, na który nagrywa informacje dla tajemniczej Diane, relacjonuje jej postępy w śledztwie, opowiada sny i wizje, dzieli się nurtującymi go kwestiami: co naprawdę łączyło Marilyn Monroe z braćmi Kennedy i kto strzelał do JFK, zwierza się z największych marzeń: żeby Tybet odzyskał wolność, a Dalajlama mógł wrócić do swojej ojczyzny.