Karpowicz napisał pięć książek, a każdą inną. Był wśród nich rodzinny dramat psychologiczny, esej o Etiopii, satyra na polskość i postmodernistyczna powieść o wyobrażeniach religijnych. Te wszystkie książki łączy jednak jedna cecha – poczucie humoru.
„Wierzę w humor, autoironię i śmiech” – mówił pisarz w wywiadzie dla POLITYKI. Karpowicz pisze powieści komiczne, a tym samym powraca do korzeni gatunku powieściowego. Dzisiaj często o nich zapominamy. Określenie „śmieszna książka” sugeruje, że mamy do czynienia z lekką, niepoważną literaturą. Tymczasem klasyczna powieść narodziła się wśród wybuchów śmiechu, była wyrazem buntu i wolności. Ze swojej natury negowała porządek i przeciwstawiała się Bogu. Patronem takiej powieści jest Rabelais, autor „Gargantui i Pantagruela”. Jej żywiołem jest nadmiar, nie oszczędza nikogo i niczego, a jej wrogiem jest happy end i uspokojenie czytelnika.
Komedia może być obraźliwa i obrazoburcza, byle była ożywcza. Takie są właśnie książki Karpowicza. W „Balladynach i romansach”, powieści nagrodzonej Paszportem POLITYKI, Jezus wyznaje: „Kocham ludzi. Może dlatego, że mam poczucie humoru. Bez poczucia humoru nie ma miłości. Proponowałem zastąpić któreś z przykazań takim: Będziesz śmiał się każdego dnia, a w dzień święty więcej. Śmiech jest bramą dobra, plastrem na serce i okiem zbawienia. Nie przeszło”.
Wywrotowy duch komizmu przenika nawet te jego książki, po których się tego nie spodziewaliśmy. Znajdziemy go w „Gestach”, opowieści o trudnej relacji syna i matki, czy w „Nowym kwiecie cesarza” – książce o Etiopii.