Wśród opowieści o współczesnej miejskiej dżungli jest historia, która brzmi szczególnie fantastycznie. O lewicowym burmistrzu São Paulo Gilberto Kassabie, który wkrótce po dojściu do władzy (a był to 2006 r.) nakazał zdemontować w mieście wszelkie reklamy – od billboardów, po malutkie nalepki. Na domach, autobusach, płotach itd. Swoją akcję nazwał „Czyste miasto” i rzeczywiście mu się udało. Czy Jacek Majchrowski może pójść w jego ślady, prowadząc krucjatę pod hasłem „Park kulturowy”? Właśnie teraz nadszedł kulminacyjny moment tej bitwy o jakość publicznej przestrzeni. Terminologia militarna zdecydowanie najlepiej pasuje do opisania całej tej historii.
Mamy więc naprzeciw siebie dwie armie. Jedna stoi pod sztandarami ładu, czystości, piękna. Dowodzona z ratusza, ze sporym wsparciem mieszkańców grodu. Druga – pod szmatami chaosu, brudu, brzydoty. Jej głównym znakiem firmowym jest reklama, a siłą napędową – zysk. W jej szeregach można spotkać właścicieli kamienic, restauratorów, sklepikarzy, ale i wielkie koncerny traktujące przestrzeń publiczną jak najlepsze miejsce do zachwalania swego towaru. W większości miast Polski walka dawno została rozstrzygnięta – szpetota triumfuje. A Kraków kontratakuje.
Działania zaczepne
Prezydent Majchrowski dzierżył w ręku dwa poważne atuty militarne: miał wiele czasu na przygotowania do bitwy oraz wartościowych sojuszników. Na wojnę z reklamami i brzydotą postanowił wyruszyć bowiem wkrótce po objęciu władzy nad miastem w 2002 r. Zaczął od lekkich działań zaczepnych, bardziej pozwalających się zorientować w siłach wroga niż wygrać wojnę. Otóż w 2004 r. wydał zarządzenie określające zasady organizacji przestrzeni publicznej w obrębie historycznej części miasta.