Zostały mi tylko trzy wkręty: dwa w dolnym uchu prawym i jeden w dolnym uchu lewym, i nie wyglądam już jak gwiazda muzyki rockowej z programu MTV albo VIVA.
– Co tak ostatnio zmarniałaś? – pyta pani Natalia z przeciwka, jak mnie akurat na ulicy spotyka, więc jej tłumaczę uprzejmie, że to przez ten kolczyk właśnie.
– I teraz nie mogę już śpiewać ani Joy Division, ani Stonesów po południu, przed lustrem, kiedy mam ochotę się trochę pozalecać i powyginać, albo pogrozić Tamtej Kobiecie z daleka: „Don’t you play with me, cause you play with fire” – dodaję ze smutkiem, a pani Natalia patrzy na mnie sceptycznie, bo jaka tam ze mnie celebrytka. Ona to dopiero jest wendetą naszego podwórka i daleko mi do niej, oj, daleko! Nosi pani Natalia suknie stylowe, z firanowej koronki do ziemi, i pantofelki srebrną taśmą oklejane na obcasiku typu kacza nóżka, a na ramiona zarzuca chustę góralską czarną, w maki czerwone, co ją od córki w zeszłym roku na Gwiazdkę dostała. I trzyma się pani Natalia zawsze godnie, prościutko jak struna, unosi w górę głowę, jakby na niej diadem z poskręcanych siwych włosów dźwigała. Każdy jej z drogi ustępuje, nawet pan Józek, wiecznie pijany, i Kasia Fryzjerka spod trójki, która normalnie nosa zadziera i z nikim z sąsiedztwa nie gada, bo ją w firmowym salonie Welli zatrudnili i myśli, że wszystkie rozumy zjadła.
– To kup sobie nowy kolczyk – radzi pani Natalia. – Chociaż nie sądzę, żeby ci to pomogło – dodaje wyniośle.
Żadne nowiny radosne na moje podwórko nie dochodzą. I coraz częściej się zdarza, że muszę zbierać z chodników martwe zwierzęta.