Czy polityka może cuchnąć? Czy podejmując ważne decyzje politycy kierują się niekiedy zmysłem węchu? Na pierwszy rzut oka są to pytania dotyczące jedynie symbolicznego języka metafor. Wielu badaczy ludzkiej natury sądzi jednak, że nasze na pozór racjonalne wybory mają często fizjologiczne, zmysłowe podłoże. Kwestia woni wydawanej przez polityczne machinacje jest zresztą tylko marginalnym aspektem znacznie szerszego problemu, a właściwie samej istoty człowieczeństwa. Jaką rolę w naszym życiu odgrywa mózg, a jaką reszta ciała?
W zamieszczonym niedawno w „New York Timesie” komentarzu nawiązującym do wyborów gubernatorskich w stanie Nowy Jork dwójka profesorów – politolog Peter Lieberman z Queens College i psycholog David Pizarro z Cornell University – stwierdziła, że badania dostarczają coraz bardziej przekonujących dowodów, iż między wrażeniami węchowymi a decyzjami natury politycznej występuje bliski związek. Relacjonują oni m.in. wyniki niedawnych doświadczeń przeprowadzonych przez Simone Schnall z University of Cambridge i jej kolegów, w trakcie których wykazano, że osoby umieszczone w wypełnionym smrodem pokoju lub za zaśmieconym biurkiem bardziej surowo oceniały takie etyczne przekroczenia, jak umieszczenie fałszywych informacji w podaniu o pracę lub przywłaszczenie znalezionego portfela.
Wstręt a prawicowość
Mało tego, konserwatyzm i liberalizm wydają się skłonnościami genetycznie uwarunkowanymi i osoby o reakcyjnych poglądach są z reguły bardziej skłonne do odczuwania wstrętu niż ich postępowi i liberalni współplemieńcy. Interesujące jest także to, że – jak odkryli z kolei uczeni brytyjscy – zwykłe umycie rąk lub inna forma fizycznego oczyszczenia wpływa na nasze sądy o cudzych postępkach.