Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska przyniosła zmianę na stanowisku ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Prof. Lena Kolarska-Bobińska nie zapowiedziała radykalnej zmiany kursu swej poprzedniczki. A Barbara Kudrycka konsekwentnie i radykalnie reformowała szkolnictwo wyższe. Wiele z tych zmian ma charakter pozytywny, wiele jednak jest zwyczajnie szkodliwych. Są też wciąż obszary zaniedbań. Oto siedem grzechów głównych reformy szkolnictwa wyższego i propozycje środków zaradczych.
1. Młodzi naukowcy: definicja dyskryminująca
MNiSW usilnie stara się promować programy dla wybitnych młodych naukowców (przed 35 rokiem życia), co samo w sobie jest sensowne – na początku kariery takie wsparcie jest bardzo pomocne. Jednak ministerstwo robi to w sposób mało systemowy: już np. naukowcy w średnim wieku pozostawieni są sami sobie i o większość grantów muszą konkurować w kategoriach otwartych, choć to oni najprawdopodobniej mają największe znaczenie dla rozwoju nauki i największy potencjał przyszłych osiągnięć. Sama definicja młodego naukowca jest dyskryminująca, bo opiera się na metryce urodzenia, a nie na liczbie lat poświęconych karierze naukowej. Akceptowalny jest więc tylko jeden model kariery: doktorat zaraz po studiach, bez marnowania czasu na rodzinę czy zdobywanie doświadczenia praktycznego (choć i jedno, i drugie może procentować długofalowo).
Z drugiej strony, MNiSW nadal pozwala na quasi-wyzysk doktorantów na uczelniach publicznych – wykonują oni pracę bez etatu, często za półdarmo i bez szans na późniejsze realne zatrudnienie. Powoduje to rezygnację z kariery naukowej przez wiele zdolnych osób.