Plan był następujący: spotkać się z Lee Smolinem i wypytać tego niebywale wszechstronnego uczonego o pogłębiający się kryzys w fizyce praw podstawowych – największy, jak sam niedawno twierdził, od czasów Keplera i Galileusza. W wydanej parę lat temu książce „Kłopoty z fizyką” (Prószyński i S-ka, 2008 r.) ten urodzony w 1955 r. Amerykanin pytał, z jakich to odkryć naukowych jego generacja fizyków może być naprawdę dumna i sam sobie odpowiadał: z żadnych. Czy możemy być pewni, że choćby część naszego naukowego dorobku nas przeżyje? Nie możemy, stwierdzał.
Tą książką Smolin wywołał w środowisku naukowym nie lada zamieszanie, podsuwając wdzięczny materiał na artykuł – konflikt, spory i wyzwiska... Ale teraz stanowczo odmawia rozmowy na ten temat. Czyżby ze względu na obecność innych fizyków (rozmawiamy w nowo powstałym ośrodku badań podstawowych Perimeter Institute w Kanadzie, którego jest współtwórcą i gdzie obecnie pracuje)? Nie. – Po prostu okopani na swoich pozycjach dogmatycy porzucili najbardziej zatwardziałe poglądy – wyjaśnia. O czym w takim razie rozmawiać? Może o tym, że wraz z pewnym brazylijskim filozofem Smolin kończy wstępną obróbkę teorii najśmielszej ze śmiałych. O tym opowie chętnie.
Darwin w kosmosie
Niedawno Lee Smolin ze zdwojoną energią skupił się na problemie drzemiącym za pytaniami o konkretne prawa natury. Pyta o coś znacznie bardziej – jego zdaniem – palącego, coś, co może być pierwotną przyczyną kłopotów z fizyką: o to, dlaczego prawa natury są takie, a nie inne; dlaczego z nieskończonej liczby zestawów parametrów natura wybrała ten jeden konkretny, obowiązujący w naszym Wszechświecie.