Lunar-Teams to pierwsza tego typu operacja naukowa w Polsce, mająca zidentyfikować ryzyko przed długimi podróżami pozaziemskimi i dalszą eksploracją kosmosu.
Czego nowego dowiedzieliśmy się o czarnych dziurach? I czy mamy już pewność, że istnieją? Wyjaśnia prof. Tomasz Bulik, astrofizyk z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Książka Briana Coxa i Jeffa Forshawa ukaże się nakładem Wydawnictwa Naukowego Helion.
Gwiazdy powstają z materii międzygwiezdnej i świecą własnym światłem. Planety rodzą się i krążą w ich sąsiedztwie, ogrzewane cudzą energią. Nowe odkrycia każą zakwestionować ten prosty podział.
Kwazar SMSS J052915.80−435152.0 to coś, czego jeszcze chyba nie widzieliśmy. Zawiera supermasywną czarną dziurę, która rośnie w rekordowym tempie: codziennie pochłania tyle materii, ile ma nasze Słońce. Jest więc również najjaśniejszym znanym obiektem w kosmosie.
Dzisiaj krótko po północy nastąpiło udane lądowanie na Księżycu sondy Odyseusz firmy Intuitive Machines z Teksasu. To pierwsze w historii lądowanie prywatnego obiektu na Srebrnym Globie i powrót Amerykanów na Księżyc po 52 latach.
W przypadku Marsa można uczynić to, czego nie da się zrobić na Ziemi – zrekonstruować klimat, krajobraz i geologię z czasów, gdy na obu globach mogło narodzić się życie.
Wizjonerzy zahipnotyzowali ludzkość opowieściami o wyprawach międzyplanetarnych. Ostatnie, niepokojące wyniki badań skutków takich wojaży rodzą jednak pytania o ich sens i bezpieczeństwo.
A gdyby tak całą Ziemię potraktować jak jedną wielką międzynarodową stację kosmiczną? Wówczas szybko porozumielibyśmy się na świecie, i to wszyscy: Amerykanie, Chińczycy, Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi i Palestyńczycy. I to natychmiast. Nie mielibyśmy absolutnie innego wyjścia.
Galaktyka Andromedy, bliska nam, ma w swoim sąsiedztwie potężny twór, którego nikt wcześniej nie spostrzegł, chociaż obserwowano ją niezliczoną liczbę razy. Co to jest? Coś osobliwego.