Kobieta była zdziwiona i chyba trochę z siebie dumna, gdy lekarka poinformowała ją, że choruje na krztusiec. Ma przecież 72 lata: – Pani doktor, nie jestem chyba taka stara, jeśli przytrafiła mi się choroba przedszkolaków? – Niestety, wcześniej zakaziła nim swojego 23-tygodniowego wnuka, który trafił do nas w bardzo ciężkim stanie – opowiada dr Ewa Duszczyk, pediatra z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego w Warszawie. Od kilku miesięcy kobieta kaszlała i leczyła się na banalne zapalenie oskrzeli. Lekarzowi rodzinnemu nie przyszło do głowy, że starsza pani może chorować na infekcję, która – jak uczono go na studiach – zagraża głównie dzieciom.
– Ja należę do pokolenia lekarzy, które krztusiec widziało, a czego nie widziało, to doczytało – wyznaje dr Duszczyk. Wprowadzenie w 1960 r. obowiązkowych szczepień przeciwko tej chorobie na długie lata doprowadziło do radykalnego spadku zachorowań. Dziś jednak Światowa Organizacja Zdrowia, a u nas Państwowy Zakład Higieny przestrzegają przed bagatelizowaniem krztuśca, bo na tę chorobę zapada coraz więcej ludzi młodych, a nawet dorosłych.
– Szczepionki z dzieciństwa tracą swoją moc już po 8–10 latach – przypomina prof. Janusz Ślusarczyk, kierownik Zakładu Zdrowia Publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Od trzech lat przybywa chorych na krztusiec powyżej 15 roku życia (ostatnią dawkę szczepionki otrzymują 6-latki). – Jeszcze na początku lat 90. połowę zachorowań notowano u dzieci przed pierwszym rokiem życia. Dziś stanowią one mniej niż 10 proc., za to co trzeci pacjent to już nie nastolatek – komentuje dr Paweł Stefanoff, kierujący Pracownią Epidemiologii Chorób Zwalczanych Drogą Szczepień w PZH.