Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pisz, bo biją

Fot. Leszek Zych Fot. Leszek Zych
W maratonie pisania listów, który rozpocznie się w sobotę, chodzi o to, by zawalczyć choćby o jednego człowieka

Z powodów strategicznych 30-letni Siergiej Gurgurow z Mołdawii powinien dość szczegółowo opowiedzieć o torturach, którym był poddawany i zaapelować, by Polacy w trakcie maratonu organizowanego przez Amnesty International wysłali w jego sprawie jak najwięcej listów. Być może wówczas prokurator generalny Andreas Valeriu Gurbulea zgodzi się na przeprowadzenie śledztwa, by ustalić, który z funkcjonariuszy w trakcie przesłuchania uszkodził Siergiejowi kręgosłup, który go podduszał, który raził prądem, a który okładał po głowie. Zresztą gdyby w ciągu minionych trzech lat kogokolwiek z władz mołdawskich to zainteresowało, Gurgurow opowiedziałby tę historię ze szczegółami. Jednak nikt nie chciał go wysłuchać.

Po latach walki Siergiej przestał więc wierzyć w jakąkolwiek pomoc i w jakąkolwiek sprawiedliwość. - Dlatego że to jest jedna mafia - mówi. - Prokuratorzy i policjanci, wszyscy są w znakomitych relacjach i nie będą się nawzajem ścigać. Więc zamiast apelu o wsparcie, Siergiej Gurgurow woli apelować o rozwagę, ostrożność i unikanie patroli policyjnych na terenie Kiszyniowa. I nawet trochę się obawia zapowiadanej w jego sprawie akcji medialnej. Bo jeśli tych listów z Polski przyjdzie zbyt dużo, to mogą być z tego jeszcze większe kłopoty niż wózek inwalidzki, na który trafił po wizycie w komisariacie policji.- Jeśli wyczują, że podejmuję akcję przeciwko nim, moje życie będzie zagrożone - mówi Siergiej. - Oni są mściwi, a ja jako żywy dowód bezprawia nie jestem bezpieczny.

To działa

Z akcją pisania listów w obronie praw człowieka Siergiej Gurgurow nie ma nic wspólnego. Z informacji zbieranych od lat przez Amnesty International wynika, że pisanie listów to jeden z najskuteczniejszych sposobów upominania się o prawa człowieka. Maraton Pisania Listów wymyśliło w 2001 r. warszawskie środowisko AI, by upomnieć się o prześladowanych na całym świecie. Zwykli ludzie w listach proszą o zwolnienie z więzienia lub sprawiedliwy proces dla konkretnej osoby. Akcja trwa 24 godziny. W tym roku rozpocznie się 13 grudnia w południe i zakończy dzień później, też w południe. Rok temu w 35 krajach na całym świecie napisano 160 tys. takich listów. A w samej Polsce biura pisania zorganizowano w 70 miastach. Napisano 42 tys. listów. W tym roku plan zakłada 60 tys. Choć dyktatorzy i inni twardogłowi nigdy się do tego nie przyznają, to listy przynoszą zamierzony skutek. W co drugim, trzecim przypadku sprawiają, że sytuacja osób, które są bronione, poprawia się. Nawet w takich krajach jak Chiny czy Iran.
Po ubiegłorocznej akcji wypuszczono z więzień już sześć osób. M.in. dziewczynę z Al-Qatif, która została skazana na chłostę za przebywanie z obcymi mężczyznami, i irańską dziennikarkę Jalveh Javaheri, która prowadziła kampanię na rzecz równości kobiet w Teheranie. Władze Iranu po otrzymaniu setek tysięcy listów w jej obronie zdecydowały, że nie wytoczą jej procesu, choć wcześniej została oskarżona o propagandę antysystemową.


Ostatnią jak na razie osobą zwolnioną po ubiegłorocznym maratonie jest Chińczyk Bu Dongwei, członek ruchu Falun Gong, zatrzymany w 2006 r. za posiadanie publikacji związanych z tym ruchem. Za podważanie porządku publicznego sąd skazał go na dwa i pół roku reedukacji przez pracę i zesłał do obozu. Tam pokazano mu pewnego razu listy, które przyszły w jego obronie. Władze więzienia pytały z niedowierzaniem, czy zna on tych wszystkich ludzi. Bu Dongwei jest przekonany, że międzynarodowa akcja ochroniła go przed bardziej dolegliwymi represjami. Po wyjściu z więzienia mówił, że łatwiej było mu przetrwać, gdy wiedział o tysiącach ludzi na całym świecie, którzy troszczyli się o jego los.

Choć Kiszyniów jest oddalony od Warszawy zaledwie o tysiąc kilometrów, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka, dzieli nas odległość galaktyczna. Tortury i maltretowanie aresztowanych są powszechne w Mołdawii od lat. „Policjanci z Mołdawii nie biorą pod uwagę niewinności zatrzymanego. Często nie gromadzą przeciwko niemu dowodów, uznając, że skuteczniej będzie wymusić na podejrzanym przyznanie się do winy" - napisali eksperci AI w raporcie z Mołdawii.

Z Kiszyniowa i Ursusa
W londyńskiej centrali AI, oprócz sprawy Gurgurowa, szczegółowo udokumentowane są jeszcze dwa przypadki tortur w Mołdawii. A.B. (jego dane są poufne) został pobity przez funkcjonariuszy ministerstwa bezpieczeństwa w lutym 2006 r. Wezwano go na przesłuchanie i nakłaniano, by złożył fałszywe zeznania obciążające jednego z policjantów. Gdy odmówił, trzej urzędnicy dotkliwie go pobili. Jeden z nich zadawał ciosy latarką, inny podziurawił B. uszy. Straszyli B. torturami maszyną do elektrowstrząsów. Choć AI zwróciła się półtora roku temu o wyjaśnienie sprawy do biura prokuratora generalnego w Mołdawii i jeszcze nie doczekała się odpowiedzi.
Natomiast Viorica Plate trafiła na komisariat Botanica w Kiszyniowie w maju ubiegłego roku. Jej zdaniem to były mąż przekupił policjantów, by wymusili na niej zrzeczenie się połowy mieszkania, które wspólnie po rozwodzie zajmowali. Policjanci przyszli do jej domu, powiedzieli, że jest oskarżona o kradzież 7 tys. dol., wykręcili jej ręce i wyprowadzili na przesłuchanie.

Gdy nie chciała się przyznać do winy, założono jej na głowę maskę przeciwgazową z zatkanymi otworami wentylacyjnymi i zaczęto bić w podeszwy stóp tak długo, aż zemdlała. Potem funkcjonariusze przywiązali ją do rury i powiesili między dwoma krzesłami.

W trakcie kolejnego przesłuchania próbowała popełnić samobójstwo. Trafiła do szpitala, skąd wyciągnął ją adwokat. Od półtora roku mołdawska prokuratura generalna bada, czy policjanci przesłuchujący Vioricę Plate nadużyli prawa. Ale nic dotychczas nie udało się ustalić.

Na długiej liście osób, którym AI pomogło wyjść z więzienia, jest wielu Polaków. Pierwszym polskim więźniem sumienia afiliowanym przy AI była w latach 60. Nina Karsov, obecnie właścicielka wydawnictwa Kontra w Londynie. Została skazana na trzy lata więzienia za posiadanie rękopisów i notatek, które szkalowały PRL.

AI upominało się o represjonowanych robotników z Radomia i Ursusa w 1976 r., a także działaczy Solidarności aresztowanych w stanie wojennym.

Wśród osób, którym udzielono wtedy wsparcia, jest wielu późniejszych ministrów, posłów i dziennikarzy, m.in. Seweryn Blumsztajn, Bogdan Borusewicz, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń i Antoni Macierewicz. Władysław Frasyniuk w latach 80. dwukrotnie był więźniem politycznym, a listy inspirowane przez AI dawały mu poczucie siły i bezpieczeństwa. ­ - Informacja, że ktoś upomina się o ciebie, podbudowuje więźnia i paraliżuje działania oprawców - mówi Frasyniuk. - Na przykład w trakcie bicia będą uważać, żeby nie przekroczyć pewnej granicy.
Według Frasyniuka, gdy w obronie  represjonowanego przychodzą tysiące listów, skłania to władze więzienia do refleksji. W głowach klawiszy pojawia się zwątpienie. Nie są już pewni swoich racji. I zaczynają patrzeć na więźnia ze współczuciem. Zaczynają go lepiej traktować, wyzbywają się brutalności i agresji.

O kulach po torturach

Przypadek Siergieja Gurgurowa, uważa jego obrońca Wiaczesław Turcan z Kiszyniowa, to wzorcowy przykład nadużywania prawa przez organy ścigania.
Gurgurowa, podejrzanego o kradzież telefonu komórkowego, zatrzymano 25 października 2005 r. Przez następne 10 dni był codziennie bity. Próbowano wymusić od niego zeznania wstrząsami elektrycznymi, wyłamywaniem palców i podduszaniem. Gdy 3 listopada zjawił się na przesłuchaniu w sądzie, jego nogi były już bezwładne. Na filmie nakręconym przez obrońców praw człowieka widać, jak dwóch policjantów, trzymając Gurgurowa pod ręce, próbuje wciągnąć go do gmachu sądu (na fot. u góry). Podczas składania zeznań okazało się, że Gurgurow ma problemy z mówieniem (wyjaśnił, że to z powodu bicia po głowie) i ze słuchem (podczas bicia pękła mu błona bębenkowa). Choć sędzia zdecydował o zwolnieniu podejrzanego, zaraz po wyjściu z sądu policja ponownie go zatrzymała pod zarzutem kradzieży jakiegoś innego telefonu.

- Ta druga sprawa została przeciwko niemu sfabrykowana, żeby nikt się nie dowiedział o pobiciu - tłumaczy Wiaczesław Turcan. - Policjanci bili go po głowie plastikową butelką napełnioną wodą, żeby nie było śladów. Potem, kiedy go przewozili do kolejnego aresztu, miał już sparaliżowane nogi i nie mógł chodzić. Więc go taszczyli pod ramiona. Nie udało się tego ukryć, wiadomość została już przekazana do sekretariatu AI w Londynie.

Turcan mówi, że choć od trzech lat sprawą interesują się organizacje humanitarne na całym świecie, mołdawska prokuratura pozostaje niewzruszona. Deklaruje wprawdzie, że chce precyzyjnie wyjaśnić kwestię stosowania tortur, ale dotychczas nie przesłuchano nawet Siergieja Gurgurowa. A prokurator generalny utrzymuje, że jest on symulantem. Policjanci, którzy go torturowali, nadal pracują w policji i nie spadł im włos z głowy. Grozili nawet krewnym Gurgurowa i doprowadzili do tego, że ci wyrzucili go z domu. - W zatuszowanie sprawy zaangażowali się wysoko postawieni funkcjonariusze policji, dlatego mimo skarg nikomu nie zależy na jej wyjaśnieniu - tłumaczy Turcan.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu po roku oczekiwania otrzymał oficjalną odpowiedź władz Mołdawii. Wynika z niej, że Siergiej Gurgurow jest człowiekiem w pełni zdrowym i podczas zatrzymania nie doszło do nadużyć. Policja i prokuratura działały zgodnie z prawem i nikt wobec niego nie używał przymusu bezpośredniego. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że podczas aresztowania nie był on bity, gdyż takich metod władze Mołdawii ani nie stosują, ani nie tolerują.

Adwokat Gurgurowa mówi, że ważny jest każdy list napisany i wysłany w obronie jego klienta. - To jest prośba o pomoc dla człowieka, który z winy państwa stał się inwalidą i cierpi dziś straszną biedę - mówi mecenas Turcan. - On potrzebuje naszego wsparcia. Dodaje, że od lat w tej sprawie chodzi o to samo: wyjaśnić, kto bił, dlaczego bił i wyciągnąć z kieszeni oprawców odszkodowania, które pozwolą Gurgurowowi chodzącemu dziś o kulach na w miarę normalne życie.


Wysyłając list, Polacy mogą przyczynić się do przestrzegania prawa w Mołdawii. Adwokat mówi, że to jedyny sposób, skoro wszystkie inne zawiodły.

Więcej o maratonie pisania listów na stronie: www.maratonamnesty.blox.pl

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną