Marceli Sulecki, 24 lata, początkujący dziennikarz, absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, mówi, że wszystko się zaczęło przed wyborami 2007 r. Od kawiarnianego towarzystwa, które znało się ze studiów, pubów, wyjazdów na koncerty. W weekendy spotykali się przy piwie.
Joanna Scheuring-Wielgus, absolwentka socjologii i marketingu, zwana matką Joanną, jest w tym gronie najstarsza. Ma 36 lat, męża, dwójkę dzieci i trzecie w drodze. Jest siostrą Marcelego Suleckiego. Stąd wiedziała, że młodym brakuje piętnastej osoby, żeby zarejestrować stowarzyszenie. Poszła na spotkanie. – Zobaczyłam zapał i wolę, żeby naprawdę coś zmienić.
Zrzucili się po 50 zł. Pod koniec września 2007 r. byli już stowarzyszeni. Na zorganizowaną przez nich debatę z udziałem jedynek – osób, którym przypadło pierwsze miejsce na listach wyborczych partii – przyszło 800 osób. Spot, który pomógł im nakręcić znajomy prowadzący studio w Bydgoszczy, miał być pokazywany w lokalnych kablówkach, a obleciał największe stacje telewizyjne.
Wybieram – wymagam
Wybory minęły. I wtedy któraś w dziewczyn rzuciła pomysł: skoro już mamy tych posłów, to może by ich jakoś kontrolować. Tak urodziła się akcja „Wybieram – wymagam”, a później stowarzyszenie Wyborcy. Każdemu parlamentarzyście przydzielili – jak to określają – opiekuna. Na przykład Marceli przygląda się pracy posła Jerzego Wenderlicha z SLD, Joanna jest recenzentką Tomasza Lenza, toruńskiego lidera PO. Natomiast Jakub Kufel, wiceprezes stowarzyszenia, koordynuje cały projekt.
Jakub, bydgoszczanin, we wrześniu będzie bronił magisterium z historii. W przyszłości chciałby pracować naukowo. Jest redaktorem naczelnym „Monitora Politycznego”, czasopisma koła naukowego politologów (tam studiuje).