Ostatnio obserwujemy głośną aferę wrocławskiej spółki Hetman, która przyniosła już kilka aresztowań. Do niedawna firma znana była jako producent karmy dla psów. Teraz Interpol ma powody, by przypuszczać, że stała się ona jednym z ogniw międzynarodowej grupy przestępczej. Nielegalna działalność polegać ma na tym, że spółka sprowadzała z Niemiec mączkę mięsno-kostną, którą w Unii wolno stosować jako paszę dla psów lub tzw. polepszacz do gleby, ale bezwzględnie zakazana jest jako karma zwierząt hodowlanych. Takich, których mięso trafia na nasze stoły.
Zakaz obowiązuje już od 10 lat. Wprowadzono go w wyniku paniki, jaką wywołały wśród europejskich konsumentów informacje o przypadkach śmierci po zjedzeniu wołowiny, spowodowanych chorobą Creutzfeldta-Jakoba. W mączkach mogą bowiem kryć się śmiercionośne priony, wywołujące u bydła chorobę szalonych krów (BSE). Jeśli prokuratura udowodni zarzut, że Hetman sprzedawał niemiecką mączkę polskim hodowcom drobiu oraz świń, na konsumentów znów padnie blady strach.
Świnia na wołowinie
Wśród hodowców panuje jednak dość zgodna opinia, że surowo zakazaną mączką nie powinno się karmić tylko krów. Świnie ani kurczaki się nie zarażą. I że o utrzymywaniu unijnego zakazu bardziej decyduje strach wyborców przed BSE niż rzeczywisty stopień zagrożenia. Więc na pewno Unia lada moment zakaz zniesie.
Także dlatego, że bardzo trudno go egzekwować. Weterynarz badający mięso świni karmionej mączką z krowich odpadów nie jest w stanie wykryć, czym była karmiona. To raz. Dwa – pokusa jest duża. Mączka z mięsnych odpadów – także krów, które mogły być nosicielami BSE – jest jednocześnie najlepszą paszą wysokobiałkową. Karmione nią zwierzęta przybierają na wadze o wiele szybciej, czyniąc hodowlę bardziej opłacalną.