Adam Rybiński herbu Radwan mówi żartem, że miał swój wpływ na wybór Bronisława Komorowskiego na prezydenta. – Bronek z Anią przyjeżdżali do naszego domu w Pruszkowie, tam mamy taki czerwony fotel, na którym, według tradycji, siedział prezydent Mościcki. Kiedyś powiedziałem Bronkowi: „siadaj na nim, to na pewno zostaniesz prezydentem”. I usiadł. Adam Rybiński jest mężem Katarzyny Czartoryskiej herbu Pogoń Litewska i najstarszym wnukiem Adama Branickiego, ostatniego pana na Wilanowie. Z Bronisławem Komorowskim jest spowinowacony: – Jego ciotka wyszła za naszego kuzyna Dowgiałłę – przywołuje rodzinne drzewo. Ale nie tylko drzewo się liczy. – Przyjaźniliśmy się od lat, jego ojciec Zygmunt był jak ja afrykanistą i moim wielkim przyjacielem, razem jeździliśmy do Maroka, a pan prezydent jeździł z nami i nam gotował. Rybiński jest doktorem etnologii, specjalistą od kultury Tuaregów.
Jednak nie wszyscy arystokraci uważają, że Komorowski jest ich. Są nawet tacy, którzy mają rodzinę prezydenta za szlachtę gołotę, której pozostał sygnet i wspomnienie błot na wschodzie. – Mamy większe kalibry – zapewnia Jerzy Donimirski herbu Brochwicz, choć przyznaje, że sam głosował na niego, mimo wszystko. I dodaje, że Komorowski powinien siedzieć cicho i nie przypominać o związkach ze środowiskiem, bo ono nie dało mu mandatu. – Zagrał na nasz kredyt krwi. Prawie nadużywa naszego zaufania. A w polityce nie działa się na konto towarzystwa. Został wybrany jako polityk, nie jako arystokrata.
Tak siebie określają: towarzystwo, środowisko. Nie: klasa. – Mówienie o klasie czy warstwie ziemiańskiej jest nieporozumieniem – wyjaśnia politolog Andrzej Szeptycki, syn Marii „Huli” hrabianki Szeptyckiej.