Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Asystent z odsieczą

O zaniedbane dzieci zadbają rodzinni asystenci

Czy jest jakiś sposób, żeby liczba dzieci w sierocińcach wreszcie zaczęła naprawdę spadać? Czy jest jakiś sposób, żeby liczba dzieci w sierocińcach wreszcie zaczęła naprawdę spadać? Johan Willner/Etsa / Corbis
Domy dziecka, choć szkodliwe dla podopiecznych i piekielnie drogie, mają się świetnie. Przyjmują nadal tysiące dzieci. Na ratunek tym, które tam jeszcze nie trafiły, ma pospieszyć asystent rodzinny.
Domy dziecka starają się zgłaszać do adopcji za granicę starsze dzieci, w Polsce mniej chętnie przysposabiane.Daniel Grill/Tetra Images/Corbis Domy dziecka starają się zgłaszać do adopcji za granicę starsze dzieci, w Polsce mniej chętnie przysposabiane.

Od lat POLITYKA postuluje, żeby rozwiązać domy dziecka, a przynajmniej ograniczyć do minimum liczbę dzieci w sierocińcach. Gdy rzuciliśmy to hasło bez mała 15 lat temu, środowisko okołosieroce odsądzało nas od czci i wiary. Możemy jednak mieć satysfakcję, że do opinii społecznej powoli dotarła świadomość o mizerocie wychowania dzieci w instytucjach, które wypuszczają masę ludzi bezradnych, zaburzonych i lgnących do instytucji opiekuńczych w dorosłym życiu.

Fikcja wielofunkcyjna

Oficjalnie dzieci w sierocińcach jest teraz mniej. Ale głównie dlatego, że domy dziecka oficjalnie nazywają się obecnie placówkami socjalizacyjnymi. Przebywa w nich dokładnie 11 106 wychowanków (ostatnie dostępne sprawozdania z 2009 r.). Gdzie się podziała reszta, bo co roku było w domach dziecka 20 tys. z górą?

Otóż wystarczy, że dom taki utworzy w swym budynku hotelik dla gnębionych matek, świetlicę dla dzieci z zewnątrz, pokój rehabilitacyjny lub coś w tym rodzaju (co jest pożyteczne, rzecz jasna), a zamienia się w placówkę wielofunkcyjną, która już nie jest domem dziecka. W placówkach wielofunkcyjnych w 2009 r. przebywało 13 736 dzieci. A w sumie we wszystkich typach całodobowych placówek opiekuńczo-wychowawczych, wliczając w to pogotowia rodzinne, domy dziecka rodzinne i specjalistyczne, przygarniętych było w 2009 r. 29 712 dzieci. Spore miasteczko.

Latami nie było żadnego obowiązku, prócz ludzkiego, żeby liczbę dzieci w bidulach (jak się te placówki potocznie nazywa) drastycznie zmniejszać. Aż do czasu, gdy dyrektywy unijne określiły, że liczba dzieci w placówce nie może przekraczać trzydziestki.

Polityka 09.2011 (2796) z dnia 25.02.2011; kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Asystent z odsieczą"
Reklama