[Rozmowa o trzynastu wojnach i czternastej – z własną psychiką – z Krzysztofem Millerem ukazała się w POLITYCE w listopadzie 2011 roku]
Juliusz Ćwieluch: – Robienie na drutach pomaga?
Krzysztof Miller: – Na drutach robiły raczej kobiety. Ja lepiłem z plasteliny. Dużo wycinałem z papieru. W Klinice Stresu Bojowego, gdzie trafiłem w listopadzie zeszłego roku, stosowane są różne terapie. Była terapia indywidualna, grupowa. Zajęcia plastyczne. To tam powstała spora część moich kolaży, z których robiłem kartki świąteczne. To wycinanie bardzo wycisza. Nadaje rytm.
Rytm życia w szpitalu był specyficzny?
Mogę przeczytać, mam to spisane: godzina ósma – lekarstwa, dziewiąta – śniadanie plus papieros, dziesiąta – papieros, jedenasta – papieros, dwunasta – papieros, trzynasta – papieros, czternasta – obiad plus papieros, szesnasta – papieros, siedemnasta – papieros, osiemnasta – kolacja i papieros, dziewiętnasta – papieros, dwudziesta – 15 minut przez telefon komórkowy, dwudziesta pierwsza – lekarstwa, dwudziesta druga – papieros i sen. To jest rozkład dnia dla osoby, która pali. Osoba, która nie pali, nie ma tylu wydarzeń, gdyż nie wychodzi do palarni. Palarnia jest poza strefą zamkniętą.
Pamięta pan pierwszy dzień w szpitalu?
Pierwsze trzy dni. Na początku to jest resetowanie organizmu w pełnej izolacji. Podają ci lekarstwa, witaminy, odżywki, środki usypiające, tak żebyś zregenerował swój organizm. A jednocześnie – pewnie przez te środki usypiające – żebyś obniżył swoje emocje, pobudzenie. Kiedyś wydawało mi się, że to wszystko, co widziałem, spłynie po mnie jak po psie.