Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Milczenie dzieci

Tragiczne przypadki dzieciobójstw

Ważna jest społeczna wrażliwość na krzywdę dzieci – i tę codzienną, uznawaną za błahą, i skrajną, tragiczną. W Polsce ta wrażliwość jest coraz większa. Ważna jest społeczna wrażliwość na krzywdę dzieci – i tę codzienną, uznawaną za błahą, i skrajną, tragiczną. W Polsce ta wrażliwość jest coraz większa. Design Pics / PantherMedia
Dziecko w śmietniku. Na wycieraczce. W szambie. W piecu (przez chwilę piszczało). Powtarzalność jest tym, co najtragiczniejsze w takich doniesieniach.
Doniesienia o śmierci dzieci z ręki dorosłych, nagłaśniane przez media, budzą grozę, stwarzając poczucie, że jest ich coraz więcej, skoro się powtarzają.Wolfgang Jaafar/PantherMedia Doniesienia o śmierci dzieci z ręki dorosłych, nagłaśniane przez media, budzą grozę, stwarzając poczucie, że jest ich coraz więcej, skoro się powtarzają.
Przypadki śmierci dzieci są nie tylko winą aspołecznych rodziców, ale wynikają też z „zewnątrz” – z braku oświaty seksualnej, biedy, alkoholu, bezrobocia.Łukasz Rayski/Polityka Przypadki śmierci dzieci są nie tylko winą aspołecznych rodziców, ale wynikają też z „zewnątrz” – z braku oświaty seksualnej, biedy, alkoholu, bezrobocia.

Śmierć dziecka nie jest zwykle planowana. Z badań wynika, że matka niechcianego późno dowiaduje się, że jest w ciąży. Nie ma dokładnego terminu porodu, bo nie poszła do lekarza. Ukrywa ciążę, zaprzeczając jakby przed sobą, że urodzi. Nie przygotowuje wyprawki, nie planuje niczego dla dziecka po porodzie. Kiedy wreszcie do niego dochodzi, działa pod wpływem impulsu: coś zrobić, żeby tego dziecka nie było.

Przed domem we wsi Boruja Kościelna, w którym zostawiono dziewczynkę w ręczniku (jeszcze szukano Magdy z Sosnowca, rzekomo porwanej), nikt nie będzie składał kwiatów, bo sprawa jest prosta i właśnie do bólu powtarzalna. Młoda dziewczyna albo już wieloródka, bo jeszcze nie wiadomo, kim jest, zauważyła, że do tego domu można się dostać tylnymi drzwiami bez klucza. W piwnicy, gdzie położyła dziecko, panowało lodowate zimno. Właścicielka domu usłyszała hałas w piwnicy. Zeszła tam i usłyszała jakby pisk kota. Dziewczynka, urodzona kilka godzin wcześniej, była na wpół zamarznięta i niewiele brakowało, żeby się wykrwawiła, bo nie miała podwiązanej pępowiny. Ratują ją lekarze, jest w ciężkim stanie. Waży 1,030 kg. Jest wcześniakiem. Dostała imię Agnieszka.

Porzucenie jest częstszą przyczyną śmierci niż zabójstwo. Sąd łagodniej kwalifikuje ten czyn, jeśli matka porzuca dziecko w miejscu, gdzie jest szansa, że ktoś je szybko znajdzie; ostrzej, gdy szanse na to są niewielkie, jak w przypadku Agnieszki w piwnicy.

Jej matka jest zapewne młodą dziewczyną, mieszkanką wsi, z podstawowym wykształceniem. To prawidłowość znana od dziesięcioleci. Już z analiz Henryka Makarewicza i Michała Tarnawskiego z lat 70. wynikało, że najczęściej zabijały lub porzucały dzieci kobiety ze środowiska chłopskiego i robotniczego. Tylko 6 proc. miało wykształcenie niepełne wyższe. Nowsze badania – stwierdza Małgorzata Pomarańska-Bielecka, prawniczka i politolog, w nieocenionym cyklu wydawniczym Fundacji Dzieci Niczyje – tę prawidłowość potwierdzają: kobiety dopuszczające się dzieciobójstwa mają zwykle niskie wykształcenie.

Wiek nie gra roli. Są wśród nich bardzo młode, ale także starsze, matki już kilkorga dzieci. Nie bez znaczenia jest natomiast wiek dziecka. Najbardziej zagrożeni śmiercią są zarówno chłopcy, jak i dziewczynki do czwartego roku, a zwłaszcza w okresie od urodzenia do roku – pisze w tej publikacji Gabriela Kühn, specjalistka w zakresie praw dziecka z Fundacji Dzieci Niczyje. Później szczególnie zagrożoną grupą stają się chłopcy w wieku 15–17 lat, którzy padają ofiarą nie tylko bliskich, ale także kolegów.

Bardzo rzadko się zdarza, by dzieci ginęły od ciosów noża. Najczęściej są topione lub duszone. Badania w katedrze medycyny sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wykazały również urazy na głowach małych ofiar. Sprawcy często wyjaśniają śmierć dziecka jego upadkiem z łóżka, krzesełka albo wyślizgnięciem się z rąk dorosłego.

Dziewczynka z walizki

Najczęstszym sposobem pozbawiania życia dziecka jest uduszenie. Policjanci z Nienakina, wsi pod Kołobrzegiem, szukali ciała noworodka (tak jak szukano ciała Magdy). Jego matka przeczytała w Internecie, jak się wywołuje poród i jak urodzić dziecko bez pomocy w domu. Urodziła córkę, swoje trzecie dziecko. Włożyła ją do walizki i zamknęła w szafie. Kiedy konkubent wrócił z pracy, powiedziała, że urodziło się martwe i spłynęło do kanalizacji. Konkubent zatelefonował do pogotowia, bo dostała silnego krwotoku. Policjanci długo się nie trudzili. Dziewczynka w walizce się udusiła. Dostała dla siebie po śmierci imię Karolina, pogrzeb i grób.

Matka zostanie przez sąd potraktowana surowiej, jeśli wyjdzie na jaw, że zaplanowała zabójstwo dziecka jeszcze przed urodzeniem, postępując z premedytacją. Udział osób trzecich skutkuje potraktowaniem czynu jak zwykłe zabójstwo. Ale ogólnie biorąc dzieciobójstwo jest zabójstwem tzw. uprzywilejowanym, obłożonym mniejszą karą niż pozostałe, zwyczajne. Bierze się pod uwagę fizjologiczny wpływ porodu na decyzję kobiety i możliwość pojawienia się szoku poporodowego, choć niektórzy prawnicy uważają, że sam poród nie może być traktowany jak czynnik kryminogenny. Obecnie, zamiast udowadniać, że kobieta zabijająca dziecko przy porodzie nie była w pełni poczytalna, trzeba udowadniać, że była świadoma tego, co robi – twierdzi Małgorzata Pomarańska-Bielecka. Prawo stwarza swoiste domniemanie zachwiania równowagi psychicznej rodzącej wbrew medycznej opinii o fizjologicznym charakterze porodu.

W byle kałuży

Już wiedziano o śmierci Magdy z Sosnowca, kiedy do sądu trafiła sprawa Moniki spod Legnicy. Mieszkała z konkubentem. To byłoby jej piąte dziecko. Najstarszy syn trafił do poprawczaka, dwójkę wychowuje poprzedni partner. Z matką pozostawało najmłodsze, czteroletnie. Monika w ciąży uciekła od konkubenta, który był agresywny. Usiłowała mieszkać u konkubenta matki, ale też się nie dało, więc w końcu przyjęła ją pod swój dach koleżanka.

Zaczynał się poród. Monika wzięła z kuchni reklamówki i poszła w zarośla nieopodal stawu. Urodził się dorodny chłopak – 3,284 kg i ponad 50 cm. Monika włożyła głowę syna do reklamówki i zakręciła folię dokoła szyi. Zakaszlał. Wrzuciła go do stawu. Koleżanka czując, że coś jest nie tak, zadzwoniła do znajomej, a ta na policję.

W okresie międzywojennym zabójstwa dzieci były istną plagą. Na przykład w 1924 r. policja wykryła ich 1117, w latach późniejszych liczba ta spadła do około 900 rocznie. Dzieci były porzucane, duszone, topione – jak pisało pismo dla kobiet „Bluszcz” – w „byle kałuży”. Były to przeważnie dzieci biednych, niezamężnych służących, które nie mogły wrócić z nieślubnym dzieckiem na wieś, skąd najczęściej pochodziły.

Liczba dzieciobójstw wynosi obecnie około 40 rocznie. Ale powody są te same. Badania Krystyny Marzec-Holki i wspomnianej Małgorzaty Pomarańskiej-Bieleckiej wykazują, że są nimi przyczyny społeczne. Zabójczynie – zdaniem Marzec-Holki – są kobietami żyjącymi w biedzie, bez własnego mieszkania, uzależnionymi finansowo od innych osób, bojącymi się reakcji rodziny i otoczenia na urodzenie pozamałżeńskiego lub kolejnego dziecka, a co za tym idzie – pogorszenia i tak niełatwych warunków życia.

Często pozostają one w związkach konkubenckich. Z badań przeprowadzonych w USA – stwierdza Gabriela Kühn – wynika, że ryzyko śmierci dzieci w rodzinach konkubenckich jest wyższe o 25–30 proc. niż w małżeńskich i aż o 68 proc., gdy noworodek lub starsze jest dzieckiem samotnego rodzica.

We Wrocławiu (kiedy jeszcze zbierano pieniądze dla kogoś, kto by naprowadził na ślad Magdy) 21-letni mężczyzna uderzył z całej siły w twarz synka swej konkubiny, bo dziecko nie umiało samo włożyć piżamki, a on chciał spokojnie obejrzeć mecz. A potem, na dokładkę, rozgniótł mu obcasem na podłodze jąderka.

Przerażone, niedojrzałe, chore

Jedną z głównych przyczyn śmierci małych dzieci są zaniedbania nie tylko polegające na zostawieniu dziecka bez pomocy po urodzeniu (dzieciobójstwo bierne), jak i te późniejsze, połączone często z przemocą.

W tym czasie, kiedy konkubent matki pastwił się nad jej synkiem we Wrocławiu, pijana matka i jej konkubent w Elblągu wszczęli awanturę. Ktoś zadzwonił na policję. Funkcjonariusze usłyszeli płacz dziecka. W mieszkaniu było przeraźliwie zimno. 7-miesięczna dziewczynka leżała od rana, a był już wieczór, ani razu nie nakarmiona, w niezmienionej, zasikanej pieluszce. Konkubent miał to gdzieś. Matce plątały się ręce i nogi. Ani stanąć przy dziecku, ani coś tymi rękami zrobić.

W mieszkaniu w Ornecie w Warmińsko-Mazurskiem było jeszcze zimniej. Na szybach szron. Rodzice też pijani. Trzyletnia dziewczynka odmroziła sobie dłonie i stopy. Mały chłopak spalił się żywcem, pozostawiony sam w mieszkaniu. Coś się zapaliło od płyty. Pewnie coś na niej dla zabawy położył. Rodzice byli trzeźwi. Właśnie obrządzali bydło.

W wielu przypadkach – pisze Gabriela Kühn – trudno jest określić, czy przyczyną zaniedbania była ignorancja, czy akt przemocy, jednak takie rozgraniczenie przy rozpatrywaniu problemu nie jest powszechnie akceptowane, biorąc pod uwagę, że przypadki zaniedbania są często powiązane z różnymi formami krzywdzenia dzieci.

Na forach internetowych tragedie – i te po porodzie, i z zaniedbania, z odroczoną śmiercią, i powstałe w wyniku przemocy – gorączkowo się komentuje. Uderza w opiniach nowy ton, jeszcze do niedawna nieobecny. Zabić podłą sukę, powiesić, wykastrować, śmierć za śmierć – pojawia się rzadziej. Ktoś pisze, że może trzeba by zwolnić wszystkich nauczycieli i zostawić tylko katechezę, niech będą lekcje tylko o nienarodzonych i o tym, że pigułka to straszny grzech. Ale że lepiej zgrzeszyć antykoncepcją niż rodzić niechciane dzieci. A jeśli już, to istnieją przecież okna życia. O czym te dziewczyny i kobiety często nie mają pojęcia – przerażone, zagubione, niedojrzałe, chore.

I tak jest w istocie. Dla wielu dzieciobójczyń okna życia są niedostępne. Kobiety te, nie znając często terminu porodu, są nim zaskakiwane. Nie są w stanie dostać się od razu do dużego miasta, gdzie okna są umieszczane. Porody takie mają miejsce głównie na wsi, w ustronnych miejscach. A takie matki niczego w związku z urodzeniem dziecka nie planują.

W USA uważa się, że okna mogą być szkodliwe, stanowiąc namiastkę rozwiązywania przez służby społeczne problemu niechcianych ciąż i krzywdzenia dzieci. Inne badania podnoszą, że przypadki śmierci dzieci są nie tylko winą aspołecznych rodziców, ale wynikają też z „zewnątrz” – z braku oświaty seksualnej, biedy, alkoholu, bezrobocia. Działalność służb społecznych, objęcie monitorowaniem zagrożonych rodzin, wnikliwe badanie każdego przypadku śmierci niemowlęcia (w Polsce nie ma żadnych specyficznych procedur dochodzenia w sprawach śmierci dzieci, jak to jest np. w Wielkiej Brytanii) powinny skuteczniej przeciwdziałać śmierci niechcianych noworodków.

Coraz rzadziej

Przed wprowadzaniem restrykcyjnych zapisów o niedopuszczalności aborcji obawiano się, że w efekcie zwiększy się liczba dzieci zabijanych i porzucanych. Tymczasem dostępność aborcji nie ma na to żadnego wpływu. Matki tych dzieci są często nieubezpieczone, nie zasięgają w ciąży porad lekarza i zazwyczaj są tak nieporadne życiowo, że nie potrafią przejść procedury prowadzącej do legalnego usunięcia ciąży. A na podziemie aborcyjne ich nie stać.

Po wprowadzeniu zakazu aborcji liczba dzieciobójstw spadła, wzrosła natomiast liczba porzuceń. W 2000 r. było ich 71, w 2009 r. – 106. Co roku kilka z nich kończyło się śmiercią dziecka. Wzrosła też liczba dzieci pozostawionych w szpitalach. Co roku matki zostawiają w nich około 700 noworodków.

Doniesienia o śmierci dzieci z ręki dorosłych, nagłaśniane przez media, budzą grozę, stwarzając poczucie, że jest ich coraz więcej, skoro się powtarzają, choć przecież w czasie Magdowych dni urodziły się też setki dzieci, które będą trzymane w ciepłych mieszkaniach, pilnowane, leczone, zabawiane, uwielbiane. Z kilkoma strasznymi wyjątkami co jakiś czas.

Lecz tych wyjątków jest coraz mniej. I w Polsce, i w krajach unijnych. Mimo wszystko ubywa u nas skrajnej biedy, a im większy dochód narodowy, tym – jak wykazują znawcy przedmiotu – mniej zabójstw dzieci. Po wojnie za ten czyn skazywano około 80 kobiet rocznie. Obecnie skazuje się kilkanaście i tylko kilka bez zawieszenia kary. Mniej jest także ofiar wynikłych z przemocy domowej. Jak podaje policja, obecnie rejestruje się o 4 tys. mniej przypadków wśród najmłodszych dzieci i o ponad 1500 wśród starszych w porównaniu z danymi sprzed trzech lat.

Liczba takich zabójstw w Szwecji znacząco się zmniejszyła po wprowadzeniu zakazu bicia dzieci. Ważna jest bowiem społeczna wrażliwość na krzywdę dzieci – i tę codzienną, uznawaną za błahą, i skrajną, tragiczną. W Polsce ta wrażliwość jest coraz większa.

Polityka 08.2012 (2847) z dnia 22.02.2012; Coś z życia; s. 87
Oryginalny tytuł tekstu: "Milczenie dzieci"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną