Śmierć dziecka nie jest zwykle planowana. Z badań wynika, że matka niechcianego późno dowiaduje się, że jest w ciąży. Nie ma dokładnego terminu porodu, bo nie poszła do lekarza. Ukrywa ciążę, zaprzeczając jakby przed sobą, że urodzi. Nie przygotowuje wyprawki, nie planuje niczego dla dziecka po porodzie. Kiedy wreszcie do niego dochodzi, działa pod wpływem impulsu: coś zrobić, żeby tego dziecka nie było.
Przed domem we wsi Boruja Kościelna, w którym zostawiono dziewczynkę w ręczniku (jeszcze szukano Magdy z Sosnowca, rzekomo porwanej), nikt nie będzie składał kwiatów, bo sprawa jest prosta i właśnie do bólu powtarzalna. Młoda dziewczyna albo już wieloródka, bo jeszcze nie wiadomo, kim jest, zauważyła, że do tego domu można się dostać tylnymi drzwiami bez klucza. W piwnicy, gdzie położyła dziecko, panowało lodowate zimno. Właścicielka domu usłyszała hałas w piwnicy. Zeszła tam i usłyszała jakby pisk kota. Dziewczynka, urodzona kilka godzin wcześniej, była na wpół zamarznięta i niewiele brakowało, żeby się wykrwawiła, bo nie miała podwiązanej pępowiny. Ratują ją lekarze, jest w ciężkim stanie. Waży 1,030 kg. Jest wcześniakiem. Dostała imię Agnieszka.
Porzucenie jest częstszą przyczyną śmierci niż zabójstwo. Sąd łagodniej kwalifikuje ten czyn, jeśli matka porzuca dziecko w miejscu, gdzie jest szansa, że ktoś je szybko znajdzie; ostrzej, gdy szanse na to są niewielkie, jak w przypadku Agnieszki w piwnicy.
Jej matka jest zapewne młodą dziewczyną, mieszkanką wsi, z podstawowym wykształceniem. To prawidłowość znana od dziesięcioleci. Już z analiz Henryka Makarewicza i Michała Tarnawskiego z lat 70. wynikało, że najczęściej zabijały lub porzucały dzieci kobiety ze środowiska chłopskiego i robotniczego.