W sobotę rano, trzy dni po zwycięstwie piosenki „Koko, Euro spoko”, osiem bardzo energicznych kobiet w biłgorajsko-tarnogrodzkich strojach ludowych (niektórym internautom kojarzą się z tradycyjnymi ubiorami religijnych muzułmanek) zmywa głowę ogólnopolskiemu redaktorowi pod domem kultury w Kocudzy Drugiej. Powiewają w nerwach pięknie haftowane chamełki (chamełka – obciągnięty płótnem krążek z tektury; na chamełkę zarzuca się nakrywkę, czyli opadający na ramiona płat płótna długości 2 m; źródło: Wikipedia). Padają groźby druku sprostowań, a winowajca się kaja, bo napisał w gazecie, że panie z zespołu Jarzębina stworzyły przebój mistrzostw Europy w piłce nożnej dla jaj. Co gorsza, pomylił ich nazwiska.
Oprócz tego wysokiego C, w Kocudzy Drugiej spokój: niektórzy ludzie sadzą kartofle, rzeźbiony św. Florian spod remizy odmalowany jest z okazji Dnia Strażaka, zakład fryzjerski strzyże gości weselnych na popołudnie, przyleciały bociany i wysiadują jaja. Tonacja durowa, tęskna.
1.
Prawda jest taka: cała Polska nagle w podnieceniu odkryła zespół Jarzębina ze wsi Kocudza Druga, gdy zaśpiewał „Koko, koko Euro spoko, piłka leci nam wysoko”. Uau wielkie się poniosło jak w kinie, kiedy gaśnie światło i ludzi ogarnia zdziwienie. Irena Krawiec, pracownica domu kultury, założyła zespół 23 lata temu, od tego czasu na festiwalach i przeglądach Jarzębinki szły od nagrody do nagrody, przyjeżdżały do nich telewizje, powstawały o nich filmy dokumentalne, magisteria i doktoraty, zagraniczni muzykolodzy chwalili ich kocudzki zaśpiew gwarowy i perfekcyjne zgranie wokalne – a Polska wtedy milczała. Teraz zaś uau – zasłużone, ale jednak męczące i czasami niesprawiedliwe. Bo gdy dyrektor Zbigniew Buryta z Gminnego Ośrodka Kultury posadził pracownika przy Internecie, by monitorował wizerunek zespołu po sukcesie, okazało się, że społeczeństwo jest jednocześnie i miłe, i wredne – ludzie i cieszą się z przeboju, i mówią, że kicz.