Sukienki w kratę
Co może czekać matkę Madzi, jeśli trafi do więzienia dla kobiet
Dla władz więzienia dzieciobójczyni celebrytka, której twarz zna cała Polska, to przekleństwo. O anonimowości nie ma mowy, a bezpieczeństwo zapewnić trzeba. Najczęściej początkowo osadza się je w pojedynczych, monitorowanych celach. A więźniarki i tak potrafią zaszczuć. Walą w ściany, miotają przekleństwa i obelgi. Tak też w areszcie śledczym powitano Katarzynę W.
– Pamiętam dziewczynę z Katowic, która zabiła swojego synka. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Każda opinia biegłych stwierdzała co innego. To była perfekcjonistka, która przestała sobie radzić w pracy i domu. Opowiadała, że wstała tego dnia i poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Poderżnęła gardło synkowi, próbowała zabić męża i popełnić samobójstwo – opowiada Simona Wójtowicz, kierowniczka penitencjarna Aresztu Śledczego w Nisku. – Pamiętam, jak ją do nas przywieźli z innego więzienia. Siedziała w kucki na łóżku kompletnie pognębiona i zastraszona. W poprzednim miejscu nikt z nią nie rozmawiał, nie wolno jej było jeść razem z innymi, wszystko, czego dotknęła, stawało się trefne. Koleżanki z celi nie dotykały nawet podłogi, gdy na niej stała. Schodziły z łóżek dopiero wtedy, gdy ona weszła na swoje. Włożyliśmy mnóstwo pracy, by zaczęła jakoś funkcjonować. Udało się, pracowała nawet w radiowęźle.
Lidia Olejnik, wieloletnia dyrektorka więzienia w Lublińcu, a obecnie szefowa Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Opolu, twierdzi, że bardzo pomocna jest w takich przypadkach kobieca skłonność do rozmowy. Więźniarki mają na to czas. Rozmawiają stale, zwierzają się sobie, a to sprawia, że agresja i niechęć stopniowo zanikają. Ważniejszy staje się człowiek niż paragraf. W Lublińcu mieli nawet przypadek dzieciobójczyni zatrudnionej w kuchni. To było całkowite złamanie więziennej normy, że z dzieciobójczynią się nie jada, a co dopiero mówić o zjedzeniu czegoś, czego dotknęła.