Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

W błocie

Pies czyli kot

Czy oni nas traktują jak ludzi, czy jak bydło? – usłyszałem niedawno w tłumie pasażerów wychodzących na ulicę Kijowską z remontowanego właśnie dworca Warszawa Wschodnia.

Szliśmy drogą gruntową pełną błota i kałuż – jedyną łączącą dworzec z miastem. Pytanie zadała pani stojąca po kostki w kałuży z walizką na kółkach, która ugrzęzła w czarnej mazi. Jakiś pan przeskoczył z jednej strony, ja z drugiej – ochlapaliśmy siebie nawzajem, tę panią i innych, bo po błocie należy chodzić niespiesznie, ale trudno. Nieśliśmy walizkę, a pani mówiła dalej: – Ja rozumiem, że stadion to skomplikowana budowa, więc coś gdzieś przecieka, rozumiem, że Chińczycy to skomplikowana sprawa, ale dlaczego nikt nie zajmie się tym kawałkiem błota, po którym co dzień chodzą tysiące utytłanych ludzi w przemoczonych butach? Dlaczego oni nam to robią? Tak spytała. Padł właśnie ten znany z peerelowskich czasów zaimek „oni” – wszechwładni decydenci. Pytanie nie było głupie. Co więcej – owa pani sama na nie odpowiedziała. Bezbłędnie: – Bo nas nie szanują.

Można oczywiście to błoto zlekceważyć i uznać je za nieistotny szczegół wobec znacznie ważniejszych spraw, które co dzień leją nam się na głowy z prasy, z nieba i telewizorów. Ale uznałem, że nie zlekceważę. Błoto przecież różnie się demonstruje. Na dworcu prymitywnie – jako ziemia z wodą, w państwowych urzędach – jako umysłowa ciasnota, ksenofobia, demonstracyjne lekceważenie ludzkich potrzeb i po prostu prawdy, bo jak mówi filozof: „prawdziwe jest to, co odpowiada człowiekowi”, a nie to, co odpowiada urzędnikowi.

W Biłgoraju, w którym przez kilka lat mieszkał Isaak Bashevis Singer, radni zrezygnowali z głosowania nad nazwaniem jednej z ulic w mieście nazwiskiem pisarza.

Polityka 32.2011 (2819) z dnia 02.08.2011; Felietony; s. 91
Oryginalny tytuł tekstu: "W błocie"
Reklama