Dokumenty, które zgromadziła mama Asi, zajmują już 11 opasłych segregatorów. Aby je pomieścić, trzeba sporej walizki. Pisma procesowe, zażalenia, stenogramy, opinie i sprawozdania biegłych. Sterty papierów już od blisko dwóch lat krążą między sądami i prokuraturami. Bez specjalnych efektów, mimo że podejrzenie dotyczy wykorzystywania seksualnego małego dziecka.
Ta historia zaczęła się latem 2001 r. Wtedy się poznali – on, sędzia w mieście A., rozwodnik, i ona – osiem lat młodsza od niego. Odbywała aplikację sędziowską pod jego patronatem. Wyglądało na wielką miłość, dlatego pobrali się szybko, już po roku. Imponował jej. Adorował, kupował kwiaty, deklarował, że jak najszybciej chciałby zostać ojcem. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego czułość, czułostkowość wręcz, ostentacyjnie demonstrowana w towarzystwie nie przenosi się do sypialni. Kontakty były rzadkie, wymuszane rozmowami i pozbawione ciepła.
Asia urodziła się dwa lata po ślubie. Ona karmiła i chodziła na spacery. On wziął na siebie wszelkie czynności pielęgnacyjne. Nowoczesne związki dzielą się obowiązkami. Co prawda zaniepokoiło ją, gdy u 10-miesięcznej córeczki zauważyła zaczerwienienie i obrzmienie wejścia do pochwy i nagłe zaciskanie nóżek, martwiły częste zapalenia pęcherza i upławy, ale nie podejrzewała nic złego. Jednak od pewnego czasu Asia zaczęła rozwijać się wolniej niż inne dzieci. W przedszkolu często wolała siedzieć na uboczu, niż bawić się z rówieśnikami. Była smutna, apatyczna, zamyślona. Niechętnie biegała, skakała, miała ciężki, człapiący chód. I – co potwierdzają przedszkolanki – kiedy przychodził po nią tata, reagowała lękiem.