Gdy się już dotrze w pobliże masywu Black Hills, można zobaczyć dwie gigantyczne rzeźby. Oddalone od siebie zaledwie o kilkanaście kilometrów, przedstawiają dwa odrębne światy i idee. Mount Rushmore, z twarzami czterech amerykańskich prezydentów, jest symbolem amerykańskiej demokracji. Góra Thunderhead, z jeźdźcem na pędzącym koniu, jest dziesięciokrotnie większą ikoną, upamiętniającą tradycje i dziedzictwo kulturowe Indian Ameryki Północnej. Do powstania tych dwóch skalnych rzeźb przyłożył rękę człowiek z niezwykłym życiorysem.
Tego potężnego mężyczyznę o wyglądzie trapera, a duszy i talencie artysty Indianie nazywają Mister Crazy Horse (Pan Szalony Koń), a biali Amerykanie – Crazy Polack (Szalony Polak). Jego dziadek, hrabia Ignacy Ziółkowski, wyruszył w XIX w. z Krakowa do Stanów Zjednoczonych. A rodzice, Anna i Józef Ziółkowscy, zginęli tragicznie w czasie wycieczki promem do Nowego Jorku, gdy miał zaledwie rok. Trafił wtedy do przytułku dla katolickich sierot, a później został zaadoptowany przez irlandzkiego boksera. Upokarzany, bity i wykorzystywany przez niego do ciężkiej pracy, uciekł. Często zmieniał miejsce zamieszkania. W wieku 16 lat rozpoczął pracę w bostońskiej stoczni, gdzie poznał rzeźbę w drewnie i odkrył, że to jego powołanie. Wtedy to powstały drewniane figury ludzi i zwierząt, m.in. postać wodza Azteków i stylizowany orzeł, a także duże figury szachowe.
Jak sam mówił, miał w życiu fart: bostoński sędzia Frederick Cabot pomógł mu finansowo i wprowadził do środowiska twórców, a John Kirchmayer, sławny rzeźbiarz, został jego mistrzem i drugim ojcem. Obudził też w nim świadomość polskiego pochodzenia i ciekawość studiowania polskiej sztuki, historii i tradycji.
Droga do sławy
W 1932 r., mając 24 lata, Korczak Ziółkowski wyrzeźbił pierwszy portret w kamieniu – wyraz uznania dla sędziego Cabota.