1
Kakofonia klaksonów, zdezelowane auta, mikrobusy i ocierające się o siebie motorynki, niektóre jadące pod prąd. Wyboje, błoto i fekalia, chmura spalin, że trudno oddychać. Wzdłuż głównej ulicy sklepiki, stragany i wózki z piecykami, w których uliczni sprzedawcy pieką słodkie ziemniaki – lokalny przysmak za parę piastrów. Ruch, zgiełk, mrowisko. Bulak wita!
Bulak to biedna dzielnica Kairu (nie mylić z inną o tej samej nazwie, gdzie mieszka niższa klasa średnia). Wąskie uliczki tworzą labirynt, z którego już po kilku minutach spaceru niełatwo znaleźć drogę odwrotu. – Gdybyś sam się tu zapuścił, nie wyszedłbyś – śmieje się Mahmud Fathy, 21 lat. Do Bulak nie wchodzi nawet policja i nie wchodziła w czasach upadłej rok temu dyktatury Mubaraka. Ludzie sami się rządzą, pomagają sobie, lecz kiedy dojdzie do sprzeczki, w ruch idą pięści, noże i broń palna, która jest wszędzie.
Mahmud mieszka z mamą i bratem na wynajętych 40 m kw., zarabia jako kierowca chińskiej moto-taksówki tuk-tuk, z kabiną z tyłu i ławką dla trzech pasażerów. Gdy jeździ 12 godzin, wyciąga 70–80 funtów egipskich (13 dol.). Daje się za to przeżyć, spłacając pożyczkę na moto-taksówkę, ale nic więcej. – Głównym problemem jest uciułanie pieniędzy, żeby się ożenić – tłumaczy i dodaje, że rodzina panny młodej wymaga np. mieszkania czy mebli, więc wielu kolegów, nawet 35-letnich, to wciąż kawalerowie.
Frustrację pomaga uśmierzyć bango – rodzima trawka. Z siana za 20 funtów można skręcić 6–7 blantów; haszysz jest trzy razy droższy.