Siedmioro sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jednomyślnie przyznało rację obywatelce włoskiej, która pozwała państwo w związku z obecnością krucyfiksu w szkole publicznej, do której posłała swych dwóch synów.
Pani Lautsi, ateistka, od lat prowadzi batalię prawną we Włoszech, ale bez skutku. Włoskie sądy i rządy odrzucały jej protest. Krucyfiks w klasie szkolnej to znak historii, kultury, tradycji, ba, neutralności światopoglądowej republiki – odpierano zarzut Lautsi, że ten znak krzyża jest pogwałceniem konstytucyjnej zasady świeckości instytucji publicznych.
Sędziowie (pięcioro z nich to obywatele krajów kulturowo katolickich) przyznali rację pani Lautsi, a ja przyznaję rację sędziom.
Gniewna reakcja katolików włoskich i polskich, w tym biskupów i rzecznika Watykanu, jest nieporozumieniem. Sąd wypowiedział się w kwestii prawnej, a nie ideologicznej. Przywołał odpowiednie paragrafy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (artykuły 2 i 9). Konwencja gwarantuje obywatelom Europy prawo do wychowywania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami oraz do wolności wyznania i sumienia.
Szkoła publiczna powinna się liczyć z tym, że nie wszyscy rodzice i nie wszyscy uczniowie są katolikami czy chrześcijanami, a z różnych powodów mogą nie chcieć przenosić się gdzie indziej. Zresztą czemu mieliby się przenosić? Prościej usunąć sporne symbole.
Lamenty katolików nad "samobójstwem Europy" pod pretekstem sprawy Lautsi to demagogia. Przecież krzyże pozostaną nietknięte w szkołach wyznaniowych, świątyniach, szpitalach prywatnych (ale nie publicznych - wiem, wiem, że w Italii czy Polsce to fikcja), w przestrzeni publicznej. Nikt nie wzywa do ich usuwania.