Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Teraz do Warszawy!

Kolejny szczyt klimatyczny zakończony, następny za rok u nas.

Honor uratowany, z klimatem gorzej. Szczyt klimatyczny ONZ zakończył się.

Tysiące delegatów z blisko dwustu krajów świata, tysiące aktywistów obserwujących obrady, blisko dwa tygodnie żmudnych negocjacji, których szczegółowy wynik nie był znany niemal do ostatniej minuty. Choć od samego początku wiadomo było, że do przełomu nie dojdzie, bo pod tematem walki z globalnymi zmianami klimatycznymi ujawniają się sprzeczne interesy państw i regionów.

Konferencje Ramowej Konwencji ds. Zmian Klimatycznych (największej konwencji ONZ) odbywają się co roku. COP-18, ostatnie spotkanie, zakończyło się właśnie w Dausze, stolicy Kataru. Miejsce symboliczne – to niewielkie państwo może pochwalić się najwyższą światową emisją dwutlenku węgla na głowę mieszkańca. Idealna lokalizacja dla konferencji, która miała przynieść przełom, a raczej uratować sam proces negocjacji, których celem strategicznym jest przygotowanie wiążącego porozumienia, które zastąpi Protokół z Kioto. Protokół ten - określający ograniczenia emisji gazów cieplarnianych przez państwa-strony porozumienia - został przyjęty w 1997 r., wszedł w życie w 2005 r. i od początku raził niedoskonałością.

Lista słabości
Po pierwsze, wymagał ratyfikacji przez sygnatariuszy. Stany Zjednoczone nie uczyniły tego do dzisiaj, wierne decyzji podjętej przez prezydenta Georga W. Busha. A bez Stanów Zjednoczonych, historycznie największego emitenta gazów cieplarnianych, porozumienie o redukcji traci siłę.

Słabość druga wynika z faktu, że choć porozumienie jest prawnie wiążące dla ratyfikujących je państw, to jednak nie ma sankcji za złamanie ustaleń. W końcu obejmuje on zobowiązaniami redukcyjnymi tylko kraje rozwinięte, które dziś odpowiedzialne są za 15 proc.

Reklama