Tytuł „Metalowe tortury” nosiła audycja poświęcona muzyce heavymetalowej, którą nadawała w latach 80. radiowa Trójka. Wtedy paradoksalnie metalem nie torturowano. Przeciwnie – płyty z ekstremalną muzyką były prezentowane przez Polskie Radio w godzinach popołudniowych, co biorąc pod uwagę fakt, że grano w audycji ciurkiem cały album (na przykład grupy Slayer), wydaje się dziś niewiarygodne.
Dziś tradycje te kontynuują amerykańska armia i CIA, które – co wiemy już od lat – więźniów w czasie wojny z terroryzmem dręczą metalem o dowolnej porze dnia i nocy. Najprawdopodobniej bez wielkiego przebierania w ofercie, bo obie instytucje nie zatrudniają krytyków w roli doradców. I tak agencja Associated Press pisała o tym, że w Guantanamo na playliście mieli Metallicę i AC/DC (ale też np. rapera Eminema). A ostatnie wyznania człowieka, który zastrzelił Osamę bin Ladena, w jego wywiadzie dla miesięcznika „Esquire”, mówią o tym, że po protestach Metalliki zastąpiono ich muzykę – notabene dość delikatny utwór „Enter Sandman” z najbardziej przebojowego okresu działalności grupy – formacją Demon Hunter. Ci ostatni grają chrześcijański metal, agresywny, ale dość melodyjny i mało wyszukany, za to modny wśród żołnierzy amerykańskiej Navy SEAL. I z pewnością ucieszyli się z darmowej reklamy, którą zapewniła im armia.
Zabójca Osamy bin Ladena potwierdził, że amerykańską walkę z terrorem wspomagała muzyka metalowa. Zderza się to z bardziej jeszcze ekstremalną wizją autorów filmów.