Pani polityk 1 jest parę lat po rozwodzie, kiedy jako samotna matka decyduje się na zapłodnienie in vitro. Gdy zostaje sekretarz generalną partii, dziennik „El País” obwieszcza: „numerem dwa została kobieta skonfliktowana z Kościołem”.
Polityk 2 wzięła ślub cywilny w Brazylii. W kampanii wyborczej mówiła: „Aby posiadanie dziecka nie było problemem zawodowym”. 10 dni po porodzie wróciła do pracy nad formowaniem nowego rządu. Z synkiem został ojciec na tacierzyńskim.
Polityk 3 również skorzystała z zapłodnienia in vitro, choć nie ma partnera. „To najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu” – mówi. W zeszłym roku zaprowadziła partię do historycznego zwycięstwa w Katalonii.
Wszystkie trzy nie są ministrami ustępującego rządu José Luísa Zapatero, ale najbliższymi współpracowniczkami nowego prawicowego premiera Hiszpanii Mariano Rajoya. To sekretarz generalna Partii Ludowej María Dolores de Cospedal, rzeczniczka i prawdopodobna przyszła wicepremier Soraya Sàenz de Santamaría oraz szefowa Partii Ludowej w Katalonii Alicia Sànchez-Camacho.
To właśnie one – kobiety, którym nie może być dalej do wizerunku obyczajowo-pofrankistowskiej konserwy, jaki jeszcze parę lat temu miała nowa partia rządząca – wyniosły go do władzy. Nie żadne aniołki, raczej lwice o bardzo silnej pozycji w partii i z poglądami, które wprawiłyby w zakłopotanie niejednego członka polskiej lewicy. Ich sukces mówi wiele o obyczajach we współczesnej Hiszpanii.
Kiedy w 2008 r. Zapatero formował pierwszy w Europie rząd z przewagą kobiet, w przegranej wówczas Partii Ludowej (PP) zachodziły równie rewolucyjne zmiany.