Czy kobiety z krajów muzułmańskich powinny w ogóle uprawiać sport? A jeśli tak, to w jakich strojach, skoro większość z nich sprzeczna jest z ortodoksyjnymi regułami islamu? W ten sposób – nie po raz pierwszy w historii igrzysk olimpijskich – na sportowe areny Londynie wdarła się globalna polityka.
Daleko od trenera
Od początku było wiadomo, że palestyńska biegaczka Worud Saualha nie jedzie do Londynu po medal. 20-letnia zawodniczka chciała przede wszystkim pobić życiowy rekord w biegu na 800-metrów (i to jej się udało). Mimo, że na metę przybiegła ósma, to dla niej i tak spory sukces. Została pierwszą palestyńską biegaczką występującą na igrzyskach.
Jej przyjazd do Londynu poprzedziły przygotowania większe niż w „tradycyjnych przypadkach”. Lekkoatleci nie mają dobrych warunków do treningu w Palestynie – brakuje przede wszystkim obiektów sportowych, na własnej skórze odczuwają wieloletni konflikt z Izraelem. Trener pracujący z Saualhą, która na co dzień studiuje i mieszka w Nablusie na Zachodnim Brzegu, dojeżdża na spotkania z podopieczną ze Strefy Gazy. Przejeżdżając przez posterunki kontrolne musi za każdym razem tłumaczyć skąd, dokąd i w jakim celu podróżuje.
Saualha wystąpiła w niebieskiej bluzie, białym hidżabie, długich spodniach i – jedyną ekstrawagancją w tym konserwatywnym stroju - palestyńskimi flagami namalowanymi na paznokciach.
Druga Palestynka na igrzyskach, 18-letnia pływaczka Sabine Hazbun w stylu dowolnym na 50 m., nie zakwalifikowała się do półfinału. Fauaz Zalotom, przewodniczący Palestyńskiego Związku Pływackiego nie ukrywał, że pojawienie się na igrzyskach palestyńskich sportowców miało też pozasportowe cele: - Dało nam to szansę powiedzenia o nas światu i stworzenie cywilizowanego wizerunku naszego narodu – mówił Zalotom agencji AFP po starcie Hazbun, tradycyjnie podkreślając, że jego społeczeństwo zasługuje na posiadanie własnego państwa.