By walczyć z apartheidem, przyłączył się do armii rebeliantów, która zamierzała obalić rząd białej mniejszości. Otrzymał 5-letni wyrok za działalność sabotażową, zamieniony na dożywocie. Z więzienia na wyspie Robben wyszedł po 27 latach. Kiedy cztery lata później w 1994 roku został pierwszym czarnoskórym prezydentem RPA, obiecał, że zbuduje wielokulturowy naród, w którym ludzie różnych ras będą mogli żyć w zgodzie i harmonii. Obalenie apartheidu natchnęło wszystkich optymizmem i nadzieją.
Jednak pewne tematy zamieciono pod dywan. Ci, którzy poruszali wtedy kwestię różnic między stylem życia białych i czarnych, ich postaw i oczekiwań, zostali zakrzyczani - przypomina BBC. Nikt nie chciał obudzić się ze snu. Krojenie gospodarczego tortu od nowa rodzi dziś niepokoje społeczne.
Koszmar w Cape Town
Koncepcja "tęczowego narodu" straciła blask, pisze Peter Bills dla Belfast Telegraph. Mandela nadal uosabia to, co w ludziach najlepsze, ale - mówiąc dosadnie - Republika Południowej Afryki stoczyła się dużo niżej niż jego wizja. Na upadek kraju, który mógł stać się modelem dla całego kontynentu, złożyło się kilka plag: przemoc, AIDS, bezrobocie. Można to także sprowadzić do wspólnego mianownika: biedy.
Przemoc jest w RPA tak samo powszechna jak za czasów apartheidu: włamania, gwałty, porwania, napaści i morderstwa. Na przedmieściach Cape Town, drugiego co do wielkości miasta kraju, będącego jednocześnie międzynarodowym bastionem zamożnych i inwestorów, w ciągu jednego miesiąca odnotowano 164 włamania, często z towarzyszącym im użyciem przemocy.