Wawrzyniec Smoczyński: – Czy ambasador amerykański w Kabulu może prowadzić normalne życie?
Ryan Crocker: – Mógłbym, gdybym miał na to czas. Poziom bezpieczeństwa w Kabulu jest świetny, na ulicach pełno ludzi, sklepy działają, otwierają się dobre restauracje, są tylko straszne korki. Mógłbym wieść tu bardzo przyjemne życie, ale nie mam na to czasu.
Nie bałby się pan chodzić po ulicach?
Bezpieczeństwo nie stanowi problemu. Ciągle poruszam się po mieście, tyle że służbowo.
Ameryka szykuje się do planowego wyjścia z Afganistanu w 2014 r. Co chcecie osiągnąć, nim to nastąpi?
Zgodnie z ustaleniami szczytu NATO w Lizbonie w 2010 r., jesteśmy zobowiązani przekazać Afgańczykom pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo wewnętrzne i ten proces trwa. Do lata tego roku 75 proc. ludności Afganistanu będzie już pod opieką sił afgańskich, a nie międzynarodowych. Od ubiegłego lata Afgańczycy pilnują Kabulu i miasto jest bardzo bezpieczne. Pomagamy im ustanowić stabilne, bezpieczne, trwałe i demokratyczne państwo, jednocześnie redukując własną obecność w Afganistanie. Ten proces przebiega zgodnie z planem.
To nie znaczy, że nasza obecność skończy się w 2014 r. Przed majowym szczytem NATO w Chicago i lipcowym Forum Ekonomicznym w Tokio rozmawiamy o długotrwałych zobowiązaniach względem Afganistanu. Nie wiem, o co Afgańczycy poproszą ani na co zgodzą się kraje obecnej koalicji, ale jest jasne, że do utrzymania skuteczności afgańskich sił bezpieczeństwa niezbędne będzie wsparcie społeczności międzynarodowej. Nie powtórzymy błędu, jaki popełniliśmy na początku lat 90.