Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Spór kamiennych pomników

Defilada kawalerii w Krakowie z okazji 11 listopada, 1937 r. Defilada kawalerii w Krakowie z okazji 11 listopada, 1937 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Tuż po 11 listopada warto przypomnieć, jak różne koncepcje niepodległości, wolności i polskości przeplatały się w naszych dziejach.
Okolicznościowa kartka pocztowa, 1937 r.Piotr Męcik/Forum Okolicznościowa kartka pocztowa, 1937 r.

Poczucie wolności jest genetyczną – można tak powiedzieć – zdolnością człowieka, niemniej jej rozumienie i potrzeba kształtowały się historycznie, pod ciśnieniem wielkich procesów świadomościowych. Dla Polaków decydujące tu były doświadczenia zebrane przede wszystkim w XIX i XX w., gdy stali się oni nowoczesnym narodem (według innej kategorii – politycznym) w tym sensie, że wszystkie jego stany i klasy zyskały tożsamość narodową i swoją identyfikację społeczną. Polacy stali się Polakami.

Wyłaniająca się pod koniec XIX stulecia nowa polska polityka przybierała formy i treści nowoczesnego typu, jej cechą stawało się m.in. odrzucanie starego sposobu myślenia o narodzie i o społeczeństwie, ograniczonego w istocie rzeczy do narodu i stanu szlacheckiego. Tu nie chodzi tylko o to, że chłop i robotnik zaczynali być obiektem adresów i programów politycznych tworzących się partii, ale często wręcz ich podmiotem. Nie tylko dla ugrupowań, które w ich imieniu zaczynały politykować (partie socjalistyczne i ludowe), także tych, które nie wyobrażały sobie, by cele narodowe można było osiągnąć bez poparcia ludowego. Stąd upodobanie Romana Dmowskiego do stosowania zbitek pojęciowych „ludowo-narodowe” i „narodowo-demokratyczne” w nazewnictwie partii, którymi kierował, oraz wielka akcja prasowa i edukacyjna jego prawicowego ugrupowania skierowana „do ludu”.

Ta koncepcja, oparta na zasadach solidaryzmu społecznego, a nie na teorii walki klas, zakładała, że można przezwyciężyć konflikt między dwoma rodzajami wolności, który na ziemiach polskich nabrał wyjątkowego dramatyzmu. Konflikt między celami patriotycznymi i celami społecznymi. On bywał dramatyczny, gdyż historia Polski biegła wówczas bez państwa polskiego. Akurat w epoce, gdy w ogóle państwo, jego instytucje i organizacje rozwijały się u innych niezwykle dynamicznie, realizując rozmaite interesy narodowe i społeczne. Dlatego też, jak pisał Michał Bobrzyński w swoich znakomitych „Dziejach Polski w zarysie” (1879 r.), najważniejszym pytaniem, na które Polacy musieli odpowiedzieć, było: „Czemu diabli Polskę rozszarpali?”.

W pismach Bobrzyńskiego i innych stańczyków (krakowska szkoła historyczna) odpowiedź padała w sposób twardy i jednoznaczny. Polacy są sami sobie winni, nie potrafili zbudować siły państwa, a potem obronić jego niepodległości. Pojawiła się idea państwotwórcza, do której później, po maju 1926 r., odwołał się Józef Piłsudski. Jednym ze składników tej idei było założenie, że dla utrzymania siły i wolności państwa, w którym chce żyć wolny naród, tenże naród musi zgodzić się na wewnętrzne ograniczanie wolności. Nie może swoich wolności przemieniać w anarchię, nie może swoich partykularyzmów i interesów (których przecież nigdy nie brakuje) wynosić ponad dobro wspólne, którego gwarantem i strażnikiem jest właśnie państwo.

W Warszawie (warszawska szkoła historyczna) odpowiedziano kolegom w Krakowie: łatwo wam tam w autonomicznej Galicji, przy względnej swobodzie i łagodnym reżimie zaborczym („Galicja w krainie czarów”), uprawiać takie myślenie; my tu, w zaborze rosyjskim, poddani ciężkim represjom, wywożeni na Sybir, musimy walczyć o przetrwanie, a ono będzie tylko wtedy możliwe, jeśli naród wzmocni ducha, jeśli patriotyzm nie osłabnie i gotowość do powstania nie zagaśnie. Diabli Polskę rozszarpali, to fakt, ale przecież nie rozszarpali Polaków.

Szybko pojawiła się jeszcze inna odpowiedź (Adam Próchnik i inni): spory dwóch szkół historycznych należą do anachronicznego sposobu rozprawiania o dziejach Polski, są rodzajem starej szlacheckiej gawędy, nie szanują i nie biorą pod uwagę przyszłościowej, wielkiej roli ludu, od którego zależeć będzie przyszłość Polski. Zatem należy przyjrzeć się temu ludowi w przeszłości, wydobyć go z mroków niewiedzy, dostrzec jego historyczne możliwości. To Próchnik stał się protoplastą legendy Kościuszki jako „króla chłopów”.

Spory historyków odsłaniały wspomniany dramat konfliktu dążeń wolnościowych, w którym chodziło o to, czy polska przyszłość ma rozstrzygnąć się poprzez powstanie, czy poprzez rewolucję? Do dzisiaj zresztą trwa dyskusja, czy w 1905 r. mieliśmy do czynienia w Królestwie Polskim z czwartym powstaniem, czy pierwszą rewolucją, jako że współwystępowały wówczas obok siebie hasła i dążenia niepodległościowe oraz społeczne, a wiele środowisk politycznych określało swoją ideową przyszłość.

Spory te odsłaniały także spór o metodę walki z zaborcami. W Krakowie, nie mówiąc już o Poznaniu, powstańcze czyny królewiaków budziły wielkie zastrzeżenia jako straceńcze, nieefektywne i wręcz szkodliwe dla sprawy polskiej. Ten wątek będzie wracał w polskich dyskusjach, zwłaszcza po upadku Powstania Warszawskiego, a także w zawoalowanych polemikach w czasach PRL, gdy wielokrotnie rozprawiano o polityce Aleksandra margrabiego Wielopolskiego i stawiano pytanie: „bić się czy się nie bić?”. A chodziło ciągle o to samo – o rodzaj polityki i postawy wobec sąsiada ze Wschodu oraz sposób ochrony substancji narodowej wobec imperialnej polityki Moskwy.

Po latach historycy doszli tu do jakiegoś porozumienia i wspólnego stanowiska, z szacunkiem odnieśli się do wszystkich tych wolnościowych myśli i usiłowań sprzed 1918 r. Jak to w 1978 r., z okazji 60 rocznicy odzyskania niepodległości, podsumował Stefan Kieniewicz: Polacy szli do wolności stu drogami i żadnej z nich nie wolno lekceważyć, one wszystkie miały znaczenie i swoją wagę. I wielkie męstwo i ofiarność ludzi podziemnych w zaborze rosyjskim, i trwanie w oporze oraz na gospodarce w zaborze pruskim, i rozwijanie nauki i kultury w zaborze austriackim, to tylko początek tej wielkiej listy zasług, prac i walki. A zatem i Traugutt, i Waryński, i Wielopolski, i Drzymała, i Bobrzyński, i Poznański, Mickiewicz i Wyspiański, Sienkiewicz i Prus, Brzozowski, Matejko…

Wybór tematów, faktów i postaci z historii, opowieść o nich jest zawsze rozmową z teraźniejszością, jest sposobem na projektowanie przyszłości. Czasami nazywa się to polityką historyczną. Nie bez przyczyny politykę i koncepcje Józefa Piłsudskiego wiązano z tradycją jagiellońską, przedstawianą jako antyrosyjską, ale też wielonarodową i tolerancyjną. Zaś obozu narodowego – z tradycją piastowską przedstawianą jako jednonarodową i antyniemiecką. Dlatego też narodowcy nosili w klapach swoich marynarek miniaturkę miecza Chrobrego jako znak identyfikacyjny.

Ten wsobny, zamknięty i jakoś ekskluzywny świat polskości był na zewnątrz zawsze agresywny, a też stawiający wysokie wymagania wszystkim do niego wpuszczonym. Można to poczuć również w Polsce współczesnej, w której nadal występuje figura tzw. prawdziwego Polaka i figura Polaka katolika. W tej optyce wzmacniany jest więc pewien stereotyp, który przyjął i upowszechnił się w czasach niewoli zaborczej, gdy wyróżnikiem polskości był m.in. katolicyzm i szczególna pozycja Kościoła. Ma on zresztą liczne powody, by szczycić się ważnym udziałem w walce Polaków, także w czasach PRL.

Naprzeciw tej koncepcji polskości zawsze jednak stawała jej przeciwstawna – otwarta na innych, poszukująca kontaktu ze światem, łącząca sprawy innych z własnymi. Ten konflikt nasilił się w latach 30., ale też nie wygasł w PRL, a potem odnowił się z nową mocą w III RP. Jego wyrazem była i jest nadal geografia ideowo-polityczna polskiego społeczeństwa, w której wyróżnić można kilka jasnych identyfikacji, a jeszcze więcej ich poplątań i wariacji. W każdym razie pluralizm polski zawsze był bardzo bogaty, można powiedzieć, że to była fotografia różnych polskich wyobrażeń o wolności.

Ciekawe, że stare podziały i kontrowersje ideowe są przy okazjach świąt i różnych rocznic, a też w podręcznikach historii jak gdyby unieważniane, brane w nawias. Do panteonu polskich bohaterów zalicza się dziś łącznie i Piłsudskiego, i Dmowskiego, i Witosa, i Daszyńskiego, i Sikorskiego, i Narutowicza, wedle nadrzędnej niejako reguły. To byli wielcy Polacy, którzy najpierw walczyli o wolność, o niepodległość, a potem jej służyli. Ich imieniem nazywa się ulice, stawia pomniki, mimo że w realnym czasie historycznym tak wiele było między nimi różnic, ba, nienawiści, i zapewne oni sami obok siebie nie bardzo chcieliby stanąć.

Czy gdy już upłynie dość wody w Wiśle, Polacy także ułożą taką listę zasłużonych z okresu PRL? Czy obok nazwisk najbardziej walecznych opozycjonistów, założycieli opozycji demokratycznej i niepodległościowej, niezależnych myślicieli i twórców będzie miejsce nie tylko dla Mikołajczyka (to oczywiście łatwiejsze), ale także dla Gomułki, Gierka (niedawno Jarosław Kaczyński przyznał, że ten I sekretarz KC PZPR był jednak patriotą), a nawet dla Jaruzelskiego?

Gdy w 1918 r. Polska odzyskiwała niepodległość, zdawało się, że otrzymuje zadośćuczynienie za swoją bogatą historię, za twardą walkę o wolność w czasach zaborów. Gdy w 1989 r. ponownie stawała się suwerenna, ta historia dodatkowo miała w swojej hipotece II Rzeczpospolitą i wolnościowe dokonania Polaków czasów wojny i powojnia. To bogactwo przeszłości jest kapitałem przepastnym i znaleźć można w nim dosłownie wszystko, przykłady na wsparcie każdej tezy. Na pewno jednak, że niepodległość Polakom się zwyczajnie należy i że nie ma Europy bez wolnej Polski.

Lech Wałęsa, robotnik, człowiek z ludu, stając na czele aksamitnej polskiej rewolucji i łagodnego polskiego powstania, które doprowadziły do
III RP, symbolicznie zamknął wielopokoleniowy proces formowania się nowoczesnego i obywatelskiego patriotyzmu. Patriotyzmu będącego już na kolejnym etapie, gdy do puli wolności, niezbędnych cywilizowanemu społeczeństwu, należy nie tylko suwerenność państwowa, ale także wolności demokratyczne i prawa obywatelskie, również wolności gwarantowane dla mniejszości, wolności różnego typu, w tym obyczajowe. A trzeba też pamiętać, że wiele z tradycyjnych wyobrażeń patriotycznych zmienia się pod presją wspólnoty europejskiej i agresywnej globalizacji. Patriotyzm często staje się stopniowalny, na pierwszym stopniu jest patriotyzm domowy, małej ojczyzny, na następnym ten polski, narodowy, na kolejnym już chyba europejski, a po drodze może jeszcze regionalny.

Składowe polskiej wolności jutro będą zapewne wyglądać inaczej niż dzisiaj, a na pewno bardzo się różnić od tych sprzed 100 czy 200 lat. Jeśli jednak istnieje taki fenomen jak postęp w historii, to objawiałby się jako nieustanny przyrost wolności oraz jej świadomych samoograniczeń.

Polityka 46.2011 (2833) z dnia 08.11.2011; Historia; s. 56
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną