Na sławnym obrazie Jana Matejki ks. Skarga wygląda bardziej na biblijnego proroka niż na kaznodzieję. Podnosi w górę ręce, ale usta ma zamknięte. Pewno zrobił dramatyczną pauzę w przemówieniu do elity państwa. Zygmunt III, król Polski ze szwedzkiego rodu Wazów, sprawia wrażenie nieobecnego myślami. Na kobiercu leży rękawica. Czyżby na znak wyzwania na pojedynek? Ale kogo z kim? Może przeciwników polityki królewskiej z jej zwolennikami? Skarga raz należał do jednych, innym razem – do tych drugich.
Wyszedł z rodziny młynarza, a doszedł na dwór królewski. Rodzina podawała się za szlachecki ród Powęskich. Czy Piotr, urodzony w 1536 r. w podwarszawskim Grójcu, był rzeczywiście szlachcicem, czy młynarczykiem, dla nas nie ma znaczenia, ale w jego czasach miało. Szlachta nie poważała bezherbowych. Ród Skargów-Powęskich otrzymał jednak herb od Zygmunta III, gdy kaznodzieja znalazł się w otoczeniu króla.
Żył długo i zdziałał wiele. Na wielu polach: kościelnym, politycznym, edukacyjnym, literackim. Sława – ale niejednoznaczna – otaczała go już za życia. Po śmierci w 1612 r. trwała dalej i rozwijała się w kult. Po 400 latach jego postać postanowili uhonorować parlamentarzyści poprzedniej kadencji.
Złota legenda
Chowano go w Krakowie w opinii świętości, choć do dziś nie trafił na ołtarze. (Prof. Zbigniew Mikołejko pisze w eseju o Skardze, że prawdopodobnie pogrzebano go żywego w letargu, a okoliczności tej tragedii mogą utrudniać kanonizację). Nad trumną o. Fabian Birkowski powiedział, że Skarga niedługo przed śmiercią zrobił własnymi rękami woskową świecę i posłał ją do klasztoru jasnogórskiego. Ponoć zgasła w Częstochowie w tej samej chwili, gdy zmarł Skarga. „Zgasła świeca Słowa Bożego w pół kościoła zapalona, umarł nie tylko słowy, ale żywotem doskonały kaznodzieja”.